W Kumulacji numer 26 zapraszamy was na przegląd wybranych tegorocznych wydawnictw z katalogu gdańskiego labelu Zoharum, eksplorującego najróżniejsze odcienie eksperymentalnej elektroniki. Będzie drone, ambient i duża dawka ciarek na plecach.


AUTOR: Ab Intra
TYTUŁ: Henosis I-V
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016


Z ambientem jest zupełnie jak z wolnym tańcem na szkolnej dyskotece w podstawówce: na początku nie do końca wiesz, co zrobić z rękami, ale jak już poczujesz temat, to płyniesz do samego końca z zamkniętymi oczami. To gatunek, który przy okazji najbardziej otwiera umysł i pozwala na ucieczkę w głąb siebie. Taki właśnie jest balansujący na granicy ambientu i drone’u album Radka Kamińskiego, tworzącego pod monikerem Ab Intra.

Henosis składa się z pięciu części. Każda z nich niesie ze sobą nieco inny ładunek emocjonalny. I wbrew pozorom nie ma tu mowy o jakiejkolwiek powściągliwości. Otwierająca płytę kompozycja powoli pozwala wczuć się w klimat, serwując trafiającą z każdą sekundą coraz głębiej serię szmerów i industrialnych efektów. Utwór numer dwa to już drone’owy skrajny ekshibicjonizm, rozmontowujący słuchacza na drobne, rozedrgane cząstki. Wielowymiarowe, solidnie postawione pasaże dźwięków wywołują poczucie osamotnienia i napawają lękiem. To konstrukcyjny majstersztyk, który zamyka w otchłani własnych myśli, nie pozwalając na najmniejsze odruchy obronne, zupełnie jak w przypadku bohaterki netflixowego Stranger Things, nurkującej w głąb własnego umysłu.

O serialu tym wspomniałem nieprzypadkowo – utwór IV przynosi brzmienia mocno kojarzące się z klimatem syntezatorowej ścieżki autorstwa Kyle’a Dixona i Michaela Steina. Cały materiał sam w sobie zresztą również mógłby odegrać rolę znakomitego soundtracku do utrzymanej w podobnej stylistyce, trzymającej w napięciu produkcji filmowej. Album wieńczy pulsujące z pasją „Henosis V”, które pozwala rozładować emocje i spokojnie przejść do zwykłego, codziennego rytmu. Bez niego płyta mogłaby okazać się labiryntem bez wyjścia.

Wydana po dwuletniej przerwie od ostatniego albumu, tegoroczna propozycja Radosława Kamińskiego to nie tylko jedna z najlepszych pozycji w katalogu całej wytwórni, ale i bardzo mocny punkt polskiej sceny eksperymentalnej w ogóle. Dawno nie spotkałem się z płytą aż tak silnie oddziałującą na sferę zmysłów i wyobraźni. Wrażenia, jakie kłębią się w głowie w trakcie przesłuchiwania materiału, naprawdę trudno jest opisać. Najlepiej po prostu samemu to wszystko usłyszeć.

NASZA OCENA: 8.5




AUTOR: Günter Schlienz
TYTUŁ: Autumn
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016


Jesień to zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Nawet kiedy wieje i pada, okres ten ma w sobie coś ujmującego i inspirującego. Z podobnego założenia wyszedł prawdopodobnie niemiecki eksperymentator Günter Schlienz. Jego album zatytułowany Autumn to muzyczna metafora trzech jesiennych miesięcy. Co ciekawe, nie następują one tu po sobie w porządku kalendarzowym. Wydany nakładem Zoharum materiał ukazuje bardzo usystematyzowane i poskromione oblicze muzyka znanego również z post-rockowego projektu Navel. Płytę rozpoczyna senny, dyskretny „Oktober”, będący aż 25-minutową wyprawą przez jesienne pejzaże. W tle nieśmiało odzywa się waltornia, idealnie wpasowując się w ciepłą paletę brzmień, mających swoje źródło w syntezatorze modularnym (ich konstruowanie jest równorzędnym do tworzenia muzyki zajęciem Schlienza). Słyszymy też podmuchy wiatru i kosmiczne dźwięki przywodzące na myśl The Songs of Distant Earth Mike’a Oldfielda – tu jednak pozbawione wiodącej melodii.

„September” to jeszcze więcej słońca i ciepłych, otulających brzmień, przepuszczonych przez niezliczoną liczbę zwojów podzespołów modularnych. Muzyka płynie tu zupełnie niespiesznie, niczym ostatnia godzina pracy w piątkowe popołudnie. Ta wyważona, jednostajna struktura ulega znacznemu ochłodzeniu w utworze „November”. Forma jest tu o wiele bardziej powściągliwa i ascetyczna. Modulowane impulsy dźwięków wywołują wrażenie autentycznego chłodu, jaki zwykle towarzyszy spowitym gęstą mgłą listopadowym porankom. Autumn to pozycja idealna nie tylko na jesień. Szczególnie w zestawie z ciekawą lekturą.

NASZA OCENA: 7.5




AUTOR: Genetic Transmission
TYTUŁ: Genetic Transmission
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016 (reedycja) / 1997 – pierwsze wydanie (kaseta)


Kiedy Tomasz Twardawa wydawał nakładem OBUH Records kasetę jako Genetic Transmission, ja z zadowoleniem, że nie będzie już trzeba leżakować w ciągu dnia przechodziłem w przedszkolu z młodszej grupy do starszej. Od tego czasu upłynęło już prawie 20 lat. A pełen industrialnych eksperymentów materiał doczekał się reedycji wydanej przez Zoharum, a w dodatku poprawionej i zmasterowanej przez samego autora kompozycji. Dotychczas z obdarowywania (czasem zapomnianych, a czasem po prostu wyprzedanych) płyt nowym życiem najbardziej kojarzyliśmy Łukasza Pawlaka i jego Requiem Records. Teraz do stawki dołączył Maciej Mehring, który poza wspomnianym już materiałem zdecydował się wydać również dwie inne płyty Genetic Transmission (o jednej z nich poniżej, a o tej wydanej w 2015 już mieliśmy przyjemność napisać (K L I K!).

Album Genetic Transmission mimo świeżego spojrzenia zachował charakterystyczną dla siebie, organiczną wręcz surowość. Nie ma tu miejsca na absolutnie żadne zabiegi maskujące, czy uwypuklające to i owo. Jeżeli nie znaliście do tej pory tej działki polskiej muzyki eksperymentalnej, to na pewno warto mieć na uwadze, że materiał ten został wydany, kiedy Burial siedział jeszcze w szkolnej ławce. Niezwykle nowatorskie jak na owe czasy podejście do procesu twórczego poskutkowało kolejnymi kilkudziesięcioma (!!), utrzymanymi w podobnym klimacie albumami. Jakimi?




AUTOR: Genetic Transmission
TYTUŁ: Chrząszcz brzmi w trzcinie
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016 (reedycja) / 2006 (CDr)


 
Ano takimi, jak chociażby Chrząszcz brzmi w trzcinie, pierwotnie wydany przez Tochnit Aleph w 2006 na cedeerze, a obecnie w ramach GT Archive Series w limitowanym nakładzie 200 kompaktów. Idea sprowadzała się tu do zarejestrowania materiału w sposób wyłączający możliwość późniejszej postprodukcji. Ta precyzyjna i mozolna praca zaowocowała sześcioma kompozycjami, w których posklejane dźwięki nawet bez obrazu stanowią idealny materiał na wywołujący chęć skrycia się pod kołdrą horror. Nagromadzenie iście filmowych efektów dźwiękowych jest tu przeogromne. „Obślizgłe” odgłosy i pomruki nagromadzone w otwierającym album utworze przypomniały mi godziny spędzone nad grą Starcraft, gdzie starałem się rozmontować odrażające zastępy Zorgów, mówiących bardzo podobnym głosem. Tytuł płyty idealnie oddaje więc klimat panujący w materiale. Kolejne kompozycje przynoszą nie mniej wrażeń słuchowych pobudzających wyobraźnię. Do przesłuchania w jednym podejściu polecam głównie dla koneserów. Mnie pozostały próby oswojenia materiału (całkiem zresztą udane) na raty.

NASZA OCENA (OBYDWU REEDYCJI): 6.5




AUTOR: Phurpa
TYTUŁ: Chöd
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 17 czerwca 2016


Każdy, komu na tegorocznym Unsoundzie spodobał się poprzedzający Death Grips występ indonezyjskiego projektu Senyawa, oddającego kult tradycyjnemu ludowemu śpiewowi gardłowemu, ten koniecznie powinien zwrócić uwagę (o ile jeszcze tego nie zrobił) na album Chöd grupy Phurpa. Ostatecznie uformowana na początku lat dwutysięcznych trupa wpuszcza nas do mistycznej przestrzeni wschodnich obrządków mantrycznych, zakorzenionych w szamańskiej tradycji Bön. Tytuł albumu w języku tybetańskim oznacza przerażający rytuał, w którym ciało ofiarowywane jest na pożywkę demonom.

Niewyobrażalnie wręcz niskie, pochodzące z głębi ciała zaśpiewy, jakie słyszymy przez większą część materiału, poruszają każdą cząstkę ciała słuchacza. Kontrastujące z nimi brzmienie wykonanych często z ludzkich kości tradycyjnych instrumentów mrozi krew w żyłach. W zakres tego przerażającego instrumentarium wchodzi między innymi Damaru, czyli tybetański bęben, wykonany z ludzkiej czaszki i skóry oraz Kanlin – trąbka z kości udowej. Ponad 90-minutowy, składający się z dwóch płyt materiał wprowadza nas w medytacyjny nastrój oczyszczenia. Odbiór albumu wymaga maksymalnego skupienia i najlepiej sprawdza się, kiedy pozostawimy wszystkie inne zajęcia, zamkniemy oczy i oddamy się w całości mistycznej moskiewskiej grupie.

NASZA OCENA: 9



 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA (ŚREDNIA)
%d bloggers like this: