Zoharum od czasu do czasu wraca pamięcią (i płytami) do starych nagrań Genetic Transmission. Ostatnimi wyszły Collaboration 1 i Dedicated to Luigi Rusollo.

Z tej okazji zrobiliśmy taką mikrokumulację nieoznakowaną, omawiającą właśnie Collaboration 1 i Dedicated to Luigi Rusollo. Zaczynamy od tej płyty, której tytuł elektryzuje włosy na plecach.


AUTOR: Genetic Transmission / Moan
TYTUŁ: Collaboration 1
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 19 września 2017


Tam niżej piszę o płycie Moana i Genetic Transmission, tutaj natomiast zamieniamy kolejność i puszczamy Tomasza Twardawę na pierwsze miejsce. Jakkolwiek tytuł tego albumu jest zły, abstrahując już od retoryki historyczno-narodowościowej, słówko „kolaboracja” zawsze będzie gryźć się ze „współpracą”, chociażby.

Tutaj, na Collaboration 1 Twardawa i Rafał Sądej, działali razem, wspólnie tworząc szkice kompozycji, nagrywając w dwóch turach materiał. Pierwsze prace działy się marcem i kwietniem 2003 roku, druga część była bardziej rozłożona w czasie – na maj i październik tego samego roku. Żeby było ciekawiej, konkretne tury były aranżowane przez wybranego muzyka. 1,3 i 5 zajął się Genetic Transmission, Moanowi przypadła dwójka i czwórka. Wyszło nieźle.

Może nie jakoś spektakularnie rewelacyjnie, ale w 2017 czy już 2018 roku pamiętajmy, że Collaboration 1 powstawało… no… piętnaście lat temu. Kawał czasu, nie ma co. Ciekawe, czy dziś Tomasz Twardawa i Rafał Sądej zdecydowaliby się na jakiekolwiek w stosunku do pierwowzoru zmiany. Czy podkręciliby ten hałas jeszcze bardziej? A może przykryliby swoje utwory kołderką spokoju?

Jest głośno i agresywnie. Te dwa elementy buchają z Collaboration 1 praktycznie w każdym z nagrań. Czasem mniej, gdy Moan w „2” skupia się na przepastnych, rozciągniętych drone’ach i tribalowej rytmice. Czasem więcej, gdy GT w „5” idzie momentami w harsh noise. Wszystko natomiast ściśle wciśnięte w ramy dość industrialne, gdzie otaczające wszystko echo pogłębia ten permanentny stan pustki, przygnębienia i (od 8:29 we wspomnianej piątce) nasila objawy schizofrenii.




AUTOR: Moan / Genetic Transmission
TYTUŁ: Dedicated to Luigi Rusollo
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 19 września 2017


Drugie z dwóch ostatnich wznowień Genetic Transmission i Moan. Tym razem o rok bliżej niż Collaboration 1, bo nagrania zostały pierwotnie wydane w 2004. Co ważne, tylko dwa i co jeszcze ważniejsze, jedno z nich pochodzi z odległego 1999. Niemal lata świetlne, wielu może tych czasów jeszcze nie znać.

Od dawna zastanawiam się nad tym skrupulatnym działaniem, jakim jest prowadzenie Archives Series – czy to w Zoharum, czy to w Requiem Records. Obie wytwórnie starają się na równi traktować oba zjawiska – stawiać na obecne trendy w muzyce, nie zapominając o „starociach”. Wiadomo, że Requiem schyla się po jeszcze starsze płyty, te z lat osiemdziesiątych w większości przypadków, zahaczając momentami o lata dziewięćdziesiąte. Zoharum nie penetruje z takim zapałem jak Łukasz Pawlak, ale Maciej Mehring i Michał Porwet mają swoją niszę, którą pedantycznie odkurzają. Do tej zaliczą się płyty Hybryds czy Rapoona, nie zapominajmy o Genetic Transmission. Pytanie, jakie należałoby zadać sobie tutaj, w tym miejscu, przy opisie Collaboration 1 czy przy dziesiątkach innych płyt, brzmi: czy w dzisiejszych czasach jest zapotrzebowanie na odświeżanie tych płyt? Po nim można dorzucić kolejne: czy to ma sens i czy wzbudza większe zainteresowanie wśród osób innych niż wydawcy, muzycy i ich najbliżsi, czasem też u największych fanów? Przy czym „czasem”, bo oni przecież te płyty już przecież mają od wielu lat. Czy te albumy będą zalegać w magazynach, czy jednak pójdą za premierami kolejne kroki?

Dedicated to Luigi Russolo to tylko dwa nagrania, dwie prace będące zresztą swoistym hołdem dla działalności Luigi Russola, wybitnego włoskiego artysty, malarza, w końcu kompozytora i twórcy instrumentów. To dzięki niemu mówimy dziś i od ponad stu lat mówimy o hałasie i roli jaką odgrywa w życiu i w muzyce. Moan i Genetic Transmission, wychodząc w swojej twórczości z takiego założenia,ingerują w życiową przestrzeń, grając noise. Ale to nie jest czysty, biały od trzasków i uderzeń hałas. To muzyka konkretna obudowana industrialną scenerią, barwiącą otoczenie odcieniami szarości, atakująca uszy brudnym jak kałuża oleju szumem. Posępna i tajemnicza, a z drugiej strony swojska jak zgiełk w poczekalni dworcowej. No ale nie ma co się dziwić, w końcu piski, zgrzyty i bębnienia towarzyszą nam od urodzenia. Twardawa przygotował „Przebudzenie miasta” na metalowe obiekty i radioodbiornik, Rafał Sądej, tworzący jako Moan, zaprezentował nagranie będące instalacją dźwiękową zatytułowaną „Men at Work” z wystawy w Muzeum miejskim w Jaworznie. Oba dotykają tematyki hałasu jako formy dźwięku.

Z tym, że każdy z artystów robi to nieco inaczej. Twardawa czai się, dozuje natężenie tego dźwiękowego harmidru, momentami gra na granicy z ciszą, a jego muzyczna wędrówka chwilami przypomina senno-koszmarne majaki. Nie brakuje też mocniejszych akcentów, gdy Genetic Transmission zatraca się w noise’owym szaleństwie – można takie chwile wyłapać kilka razy, na przykład przy 16:15 czy kakofoniczny turkot przy 27 minucie.

Moan też dzieli, nie daje słuchaczom „na już, na raz”, ale jego segmentowanie hałasu ma odmienny charakter. „Men at Work” to taki spokojny noise, ugładzony prawie że. O wyraźnie zarysowanym wstępie, rozwinięciu, serwując w ostatnich minutach wyciszające zakończenie. Spięta klamrą kompozycja, która brzmi dobrze, ale wydaje się, że będąc instalacją dźwiękową podczas wystawy, mogła wywierać jeszcze większe wrażenie.

NASZA SKALA OCEN (K L I K!)

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: