AUTOR: !!!
TYTUŁ: Thr!!!er
WYTWÓRNIA: Warp
WYDANE: 29 kwietnia 2013

 
Kiedy to było! Może ciężko w to uwierzyć, ale był czas, kiedy nazwa !!! oznaczała mocną płytę pełną parkietowych hitów. Młodsi słuchacze mogą tego nie pamiętać, bo lata to odległe i zamglone, jak ogłoszenie przez Michaela Platini organizacji przez Polskę Euro 2012, a przede wszystkim przysłonięte wydanym w 2010 roku Strange Weather, Isn’t It?, albumem, co tu się zbytnio rozpisywać, nudnym. A kiedy były te czasy mlekiem i szacunkiem niezal-słuchaczy płynące? Między 2004 a 2007 rokiem, czyli opierające się na „Louden Up Now” i „Myth Takes”. Potem przytrafiło się wydawnictwo numer cztery i nagle zrobiło się dziwnie, choć nie o pogodę tu chodziło. Było smętnie i bez przebojów, a skończyło się zawodem. I chociaż od ostatniej płyty minęły prawie trzy lata, zaledwie trzydzieści dwa miesiące, to o Chk Chk Chk praktycznie zapomniano.

Jasne, znamy ten scenariusz – pierwsze płyty niezłe, świat stoi otworem, świetlana przyszłość puka do drzwi, kolejne single i płyty zbierają pochlebne opinie od krytyków muzycznych i wszystko jest jak w bajce, aż nagle…trach. Coś się psuje, kawałki stają się toporne, fani raczej się odwracają i znajdują sobie nowy obiekt westchnień. Gorzej, jeśli zamiast kombinować z nowym, zespół cały czas ciśnie pod ten sam takt. Wiadomo – każdy najlepiej czuje się we własnym sosie, więc brnie w znane stylistyki. Kiedy w połowie ubiegłej dekady wybuchł boom na new rave czy dance punk, końca mnożących się jak króliki kolejnych zespołów nie było widać. Tak było z We Have Band, o których dziś już chyba nikt nie pamięta, tak było z Late of the Pier, którzy, jak szybko się pojawili i zrobiło się o nich głośno, tak nagle zniknęli, pozostawiając po sobie niedosyt. Tak też było z The Rapture, którzy wrócili w ubiegłym roku o wiele gorszym niż wcześniejsze albumem. Bono Must Die, poza fajną nazwą i kilkoma utworami, a także wokalistą w żółtym tiszercie, nie zabłysnęli niczym, a Hadouken zabawni byli tylko na debiucie, kisząc się następnie w kolejnych przeciętnych produkcjach i, jak w przypadku ostatniego długograja, przeistaczając się w najgorszą wiksę, jaka tylko może istnieć na tym świecie. !!! istnieją na rynku ładnych parę lat, jednak zawsze daleko im było do trącenia chałą w stylu wspomnianych wcześniej WHB czy Hadouken, chociaż nie zawsze przecież świecili innowacyjnością. Thr!!!er, chociaż za wiele nowego nie przynosi, to bardzo ciekawa płyta.

Co ważne, nowy album Amerykanów to niski ukłon w stronę klubowych brzmień. Już otwierający całość „Even When The Water’s Cold” pokazuje, że z tym dance punkiem jest coś nie tak, że gdzie ten rave? Oj, nie, !!! ukierunkowali się na brzmienia disco wypełnione funkowym groove’em. Brzmi dziwnie? Orientalnie? Nie „wykrzyknikowo”? Taka jest prawda. Pierwszy indeks sugeruje słuchaczom, że dalej będzie ciekawie. Żywe melodie, wrzucone w refren motywy klaskania, falset i parkietowy feeling tylko zachęcają do zagłębienia się w Thr!!!er. „Get That Rhythm Right” to muzycznie po prostu house. Purytański podkład, spokojne tempo i ubogie klawisze, które nadają utworowi szlachetnego wydźwięku i tworzą akompaniament do niemal szeptanych wokali. Potem !!! dorzucają saksofon i możemy poczuć się jak na Ibizie przed rozpoczęciem sezonu. „One Girl/One Boy” to największy highlight piątego albumu !!!, gorączka sobotniej nocy i prawdziwy powiew lata. Bujający rytm serwowany przez „wykrzykniki” i chwytająca melodia mogą kojarzyć się z ostatnim, tak przyjemnym i wakacyjnym albumem Friendly Fires. Damski wokal i falsetowe wstawki dopełniają tylko świetność ostatniego singla z Thr!!!er. W stronę lekkiego trance’u słuchaczy przenosi „Slyd”, przy okazji…pierwszy z singli promujących album. Moment, w którym Sonia Moore śpiewa „I like you on the inside” i podłożony pod nią niemal wiksiarski motyw to najprawdopodobniej jeden z pewniaków na tegoroczny sezon imprezowy. Głowa sama zaczyna ruszać się w rytm bitu, a sam kawałek jest dowodem na to, że !!! nie zdziadzieli, jak mogło się wydawać po Strange Weather, Isn’t It?

Najnowsze wydawnictwo zespołu z Kalifornii to jednak nie tylko mocne utwory, bo Thr!!!er zawiera też momenty słabsze. Jakość „Fine Fine Fine” nie idzie w parze z tytułem, to nagranie wypada dość blado na tle pozostałych kompozycji, nie wyróżnia się niczym szczególnym i porywającym, a raczej zlewa się w ogólne tło, nie pozostawiając po sobie żadnych wspomnień. „Careful” również nie powala i nie chwyta, a swoim surowym wydźwiękiem gryzie się niejako z rewelacyjnym, występującym chwilę wcześniej „Californiyeah” czy także nie zawodzącym „Except Death” (ten funkowy groove, który nikomu nie pozwoli stać w miejscu!). Thr!!!er zamyka najbardziej energiczna kompozycja na całym albumie, „Station (Meet Me At The)”, którą napędza mocna i szybka perkusja oraz energiczne riffy. Dance-punkowy (w końcu!) refren z chóralnym chorusem niemal wymuszają zapętlenia kawałka i powrót do utworu numer jeden („Even When The Water’s Cold”).

Trzy lata to tak naprawdę krótki odcinek czasu. To wydarzenia, które dobrze pamiętamy i do których pewnie często wracamy, bo przecież „to było nie tak dawno temu”. W przypadku !!! te trzy lata dokonały może nie cudu, ale wyszły zespołowi na dobre. Chk Chk Chk powrócili w całkiem niezłej formie, nagrywając album idealny na wakacyjne parkiety, a przynajmniej na takich powinny lecieć te utwory. Albo jakiś fest?

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: