Kolejny czwartek tego roku i piąta odsłona cyklu Obiady czwartkowe. Znowu jesteśmy w katalogach Dux i Kairos i sprawdzamy, co ciekawego działo się w dłuższym i krótszym czasie w muzyce poważnej, klasycznej, kameralnej i współczesnej.
AUTOR: Agnieszka Panasiuk, Anna Wandtke, Paweł Panasiuk
TYTUŁ: Avarp / Prologue – Icelandic Chamber Music
WYTWÓRNIA: Dux
WYDANE: 27.11.2020
Chyba jeszcze nie było w Obiadach czwartkowych tekstu poświęconego muzyce islandzkiej. Jasne, w folku, popie, noisie czy innych gatunkach, pisaliśmy, ale o muzyce kameralnej? Zresztą jawi się ona nam w Polsce dość tajemniczo, nieznanie. I to błąd, bo dzięki wsparciu Wydziałów: Muzyki i Sztuki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie możemy zanurzyć się w spuściźnie dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych islandzkich kompozytorów i kompozytorek. Stąd mamy na liście kompozycje napisane przez Jóna Nordala, Jórunn Viðar i Sveinbjörna Sveinbjörnssona. Pierwszy skomponował „Systur í garðshorni” pieśń bazującą na islandzkim folklorze, pełną baśniowych kolorów, opierającą się na trzech częściach poświęconych bohaterkom legend. Czuć w tej muzyce wyjątkową wrażliwość, sporą dawkę ludowości, folklorowych zapędów, romantyczny sznyt. Drugi utwór, „Myndir á þili”, pochodzi z późniejszego okresu twórczości Islandczyka. Wiolonczela i pianino kreują chłodny muzycznie świat, stonowane, ale stanowcze melodie towarzyszą słuchaczom przez cztery części kompozycji. Nerwowe smyki w „Kkrifað í vindinn” wchodzą w dialog z subtelnymi, minimalistycznymi wręcz klawiszami pianina, ale najciekawiej jest w „Allt með sykri og rjóma”, gdzie duet Agnieszki i Pawła Panasiuków tworzy klasyczno-jazzowe aranżacje, najbardziej przystępne w odbiorze, najbardziej ugładzone i wypolerowane.
Filmowość w baśniowo-folkowym ujęciu przygotowała Jórunn Viðar. Jej islandzka suita „Íslensk svíta” to pięcioczęściowy utwór poświęcony historii Islandii, tradycjom i kulturze. Stąd wykorzystanie w „Þjóðlag” tradycyjnej pieśni islandzkiej i położenie tak dużego nacisku na brzmienie skrzypiec (świetna Anna Wandtke). Dźwiękowo dzieło Viðar przypomina muzyczną sagę, jest skrupulatne budowanie napięcia, pełne rozwinięcie, ze wstępem i patetycznym, spinającym klasyczną klamrą zakończeniem pod postacią „Vikivaki”.
Sveinbjörna Sveinbjörnssona „Piano Trio in A Minor” to dzieło na trzy instrumenty, dzieło najbardziej klasyczne, w pełni romantyczne, salonowe, korespondujące, a może raczej inspirowane kontynentalną tradycją muzyki romantycznej XIX wieku. Pierwszy islandzki kompozytor to postać wybitna, to też zresztą autor hymnu narodowego („Ó Guð vors lands”), który poniekąd słyszymy w drugiej części kompozycji (Andante). Ale nie mogą dziwić dźwiękowe powiązania z twórczością Schuberta, Mendelssohna czy, już bliżej, Edvarda Hagerupa Griega i Jeana Sibeliusa. Ciekawe, że leżąc tak daleko od Europy, kojarząc się głównie z kryminałami, niezłym kinem i miłością do przyrody, Islandia może poszczycić się też tak bogatą muzyką kameralną. Bogatą i pełną romantycznej, bazującej na nordyckich sagach duszy.
NASZA OCENA: 7.5
AUTOR: Hae-sun Kang, Livia Rado, Ciro Longobardi, Ensemble Prometeo, Marco Angius
TYTUŁ: MARTINO TRAVERSA: Hommage
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 1.05.2020
Urodzony w 1960 roku włoski kompozytor Martino Traversa w swojej pokaźnej monografii twórczej Hommage odwołuje się do spuścizny minimalistycznej pracy kompozytorów: Pierre’a Bouleza i Luigiego Nono, dwóch twórców, którzy mieli szczególny wpływ na pracę Traversy.
Traversa swoją muzyczną przygodę rozpoczął od pianina w wieku siedmiu lat. Lata gry (i samodzielnej nauki) sprawiły, że ukończył akademię w Pescarze, dyplom zdał z technik improwizacji na pianinie. Siedział też mocno w jazzie, ukończył informatykę, w końcu współpracował z samym Nono, z którego pomocą utworzył ansambl Edgar Varese (który położył podstawy pod obecny na Hommage Ensemble Prometeo). Co ciekawe, jest założycielem festiwalu Traietorie, zajmuje się również elektroniką.
Hommage to świetny zbiór świetnych kompozycji. Jeśli chcielibyśmy sięgnąć po muzykę kameralną, klasykę w ścisłym akademickim wydaniu to… Hommage nie byłoby dla nas. Włoski kompozytor zebrał naprawdę mocny materiał, a wybitni artyści i artystki puścili tę szaleńczą, nerwową, rozdygotaną machinę w ruch. Zaczynając od „Quasi una sonata” na skrzypce (Hae-sun Kang) i pianino (Ciro Longobardi, który pojawia się w aż pięciu kompozycjach, co zresztą nie dziwi, bo pianino to konik Traversy). To pełna niepokoju kompozycja wypełniona lamentem skrzypiec, fałszywych tonow pianina, przy pierwszym kontakcie wybrzmiewająca dość leniwie, ale narracja utworu rozwija się przy każdym kolejnym odsłuchu. Niby jest minimalistycznie, ale warto się wsłuchać w partie skrzypiec Hae-sun Kang, ileż one mają w sobie nostalgii! Końcowe sekundy wybrzmiewającego smutnie pianina świetnie wprowadzają do „Red 2”, gdzie słyszymy Kang i rozdmuchane brzmienie Ensemble Prometeo. Zmasowane brzmienie kompozycji z jednej strony sprawia, że ansamblowa stylistyka jest rzeczą naturalną, z drugiej Traversa mocno inspirował się (albo bazował. Albo nawiązywał) „Anthèmes” Pierre’a Bouleza. Tak mocno postawiony akcent na brzmienie skrzypiec czy instrumentów strunowych po prostu (mamy ich tu aż siedem!) dominuje i kreuje nastrój dzieła.
Chociaż stylistycznie Traversa nie leży blisko Maurice’a Ravela, jego „Oiseaux Tristes” mocno nawiązuje do twórczości Francuza. Dość przyznać, że utwór powstał na zamówienie Francesco Prode’a utworów, które stanowiłyby refleksję nad kompozycją Ravela o tym samym tytule. Praca Traversy reinterpretuje dzieło Francuza, lekko je wywraca, szlifuje kanty tam, gdzie Ravel płynnie przechodził w swojej suicie między poszczególnymi akordami. Czy odczłowiecza? Możliwe, że tak, jego wersja staje się mniej plastyczna, mniej przystępna, bardziej kojarząca się z improwizacją niż wypolerowaną melodią francuskiego twórcy.
Najlepiej jest jednak w dwóch ostatnich utworach, które tak naprawdę stanowią 4/7 wydawnictwa. W „Trois Poèmes De Stéphane Mallarmé” i „Di Altri Cieli” słyszymy świetną sopranistkę Livię Rado, opisywaną na FYH przy okazji recenzji Libro di terra e d’incanti Simone Movio. Jej perlisty, ale stanowczy śpiew prowadzi narrację, nie że jedynie wzbogaca kompozycje ludzkim, słownym pierwiastkiem. Rado wzorowo współpracuje zarówno z pianistą Ciro Longobardim, jak i całym ansamblem Prometeo. „Soupir” wybrzmiewa melancholią i spokojem, wokal w akompaniamencie pianina i subtelności klarnetu płynie własnym nurtem. W „Placet futile” interesująco prezentuje się dialog pianina z frywolnym klarnetem, wiolonczela czai się w tle, stanowi wsparcie Rado, tak samo zresztą jak w „Autre Éventail”, gdzie słychać lekkie przeciągnięcia po strunach. Ale clou Hommage to zamykające płytę „Di altri cieli”, muzyczny hołd złożony Luigiemu Nono. To zaledwie trwajace nieco ponad trzy minuty zbiór mikrowystąpień, grupowych prac poszczególnych instrumentów scalonych dwoma motywami: pierwszym będzie sopranowy śpiew Livii Rado, drugim – interwałowy podział oparty na bardzo luźnym podejściu do generowania dźwięków. To krótkie frazy, rozpoczęte muzyczne tematy, które artyści rozpoczynają, prezentują, jakby prewki lub zapowiedzi innych kompozycji zebrane w jedną, szalenie ciekawą całość. Aż chciałoby się wysłuchać więcej.
NASZA OCENA: 7.5
AUTOR: Anna Czaicka-Jaklewicz, Adam Mokrus, Łukasz Trepczyński
TYTUŁ: MICHAŁ SPISAK: Piano Solo and Chamber Music
WYTWÓRNIA: Dux
WYDANE: 9.04.2020
Anna Czaicka-Jaklewicz, robiąc doktorat, skupiła się na twórczości Michała Spisaka, a efektem jej prac jest, między innymi, ten album. Album, w którym pianistka zaprezentowała trzy dzieła zmarłego w latach sześćdziesiątych w Paryżu kompozytora. Do współpracy Czaicka-Jaklewicz zaprosiła skrzypka Adama Mokrusa i drugiego pianistę, Łukasza Trepczyńskiego. Otrzymaliśmy wierne odzwierciedlenie partytur Spisaka, wykonane z najwyższą precyzją.
Michał Spisak, przez lata życia we Francji, przesiąkł tamtejszą muzyką klasyczną, stąd nie dziwią jego zamiłowania do francuskiej neoklasyki. Odwołania do baroku, dźwiękowego bogactwa i tradycjonalizmu biją z każdej sekundy każdego z nagrań, jakie znalazły się na Piano Solo and Chamber Music. Pierwszoplanową rolę na płycie odgrywa, rzecz jasna, Anna Czaicka-Jaklewicz, której towarzyszą albo Mokrus (napisana tuż po wojnie, w 1946 roku „Sonata na skrzypce i fortepian”) albo Trepczyński w fortepianowym duecie (wojenny, z 1942 roku „Koncert na dwa fortepiany”).
„Sonata fortepianowa” to naprzemienna zmiana nastroju kompozycji. Pięć części utworu stale się ze sobą miesza, a tempo poszczególnych partii to prawdziwa sinusoida. Radosne „Preludium” przechodzi w powolne, salonowe „Ostinato” i jego symetryczne wręcz brzmienie to chwila wytchnienia przed dynamicznym i wdzięcznym „Rondino” o barokowym zabarwieniu. Następujący po nim „Chorał” to poważny, pełen patosu utwór i aż ciekawe, że ostatnie …Postludium” brzmi jak żart, dźwiękowa fraszka. Ale jest to utwór grany presto, dlatego tak jak szybko się rozpoczyna i pędzi, tak równie gwałtownie się kończy, a pojawia się zagrana przez Czaicką-Jaklewicz i Adama Mokrusa świetna „Sonata na skrzypce i fortepian” i to, co przede wszystkim należy o tym trzyczęściowym utworze napisać to że Michała Spisaka fascynowała polifoniczność brzmienia. Znajdziemy ją zarówno w części „Allegro” i „Andante”. Z kolei „Koncert na dwa fortepiany” (Czaicka-Jaklewicz i Łukasz Trepczyński) to już trzy odrębne części, rozbudowane aż na sześć minikompozycji. Najpierw Spisak bawi się ze słuchaczami, tworząc orkiestrowe dzieło tylko na dwa instrumenty – pełne patosu, wigoru, z elementami improwizacji i wypływającej z fortepianów polifonii. Następnie cztery wariacje, cztery różniące się od siebie utwory, mimo że zapisane niczym seria, treściowo i tematycznie nie mające ze sobą nic wspólnego. A na sam koniec „Fuga doppia” z dwoma odrębnymi tematami na fortepianach utrzymanymi w neobarokowym francuskim duchu.
NASZA OCENA: 6
AUTOR: Duo Links, Donatienne Michel-Dansac, Klangforum Wien, SWR Symphonieorchester, IRCAM – Centre Pompidou
TYTUŁ: FRANCK BEDROSSIAN: Twist | Edges | Epigram
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 24.01.2020
Na koniec chyba najmocniejsza pozycja z całego opisanego grona. Monografia Francka Bedrossiana, wydana co prawda bardzo dawno temu, bo w 2019 roku, ale muzycznie aktualna i warta uwagi nawet mimo upływu czasu.
Musique saturée, elementy spektralizmu, chwilowe skojarzenia z wolną improwizacją, dźwiękowy performance. Takie myśli przelatują przez głowę, gdy wybrzmiewają sporządzone w latach 2010-2016 kompozycje Bedrossiana, urodzonego we Francji w 1971 roku kompozytora, absolwenta IRCAM, profesora Uniwersytetu w Berkeley, ucznia Tristana Muraila (polecamy recenzję płyty Portulan francuskiego kompozytora), a to już samo z siebie powinno kierunkować muzyczną drogę, którą w swojej twórczości obrał Bedrossian.
Ogromne natężenia dźwięku, wyciąganie wysokich partii, sięganie czystego hałasu, w końcu nawarstwianie się brzmień poszczególnych instrumentów, jak ma to miejsce w świetnym, otwierającym wydawnictwo „Twiście” na elektronikę i orkiestrę (w tym wypadku SWR Symphonieorchester oraz Robin Meier i Luca Bagnoli z paryskiego IRCAM – Centre Pompidou). Pierwszy na liście utwór to wyważona zabawa hałasem w czystej postaci, wirujące tony rozpraszające scenerię Donaueschinger Musiktage. Gwałtowne uderzenia z całą swoją mocą prezentują perkusja, dzwoneczki, dęciaki, szybkie przejścia do fletów czy skrzypiec, szmery elektroniki wtapiające się dyskretnie w kocioł muzycznego zgiełku. Nieoczywiste przejścia między graniem na „hurra-już” orkiestry a ciszą, piszczące przeszkadzajki zgrabnie zmieniające się w glitche, a te w harshowe ściany noise’u. Piękna gra generująca chaos.
A gdyby nie fakt, że jest to album kompozytorski, do którego książeczki dołączono partytury, „Edges” można by było odbierać jako utwór w pełni improwizowany na perkusję i fortepian. Dedykowana braciom Durupt (Duo Links) kompozycja to przejaw najwyższej klasy myśli kompozytorskiej, dającej muzykom ogromne pole do manewru. Perkusja i perkusjonalia budują swój własny techniczny świat pełen zgrzytów na talerzach, uderzeń w bębny, stukoty, piski, stale podbijające napięcie. Palce Laurenta Durupta prześlizgują się po fortepianowych basach, pałeczki Rémiego mocno akcentują każdą krzywą dźwiękową. Franck Bedrossian ciekawie skonstruował „Edges”, bo braterski duet stale oscyluje to na granicy ciszy, to zapowiadając solidne uderzenie obu instrumentów. Wybuchy, lekkie, oczywiście są, pojawiają się to raz, to dwa, ale wydają się być mocno stłumione, a słuchacz czeka i czeka na erupcję chaosu. Ta, o dziwo, nie następuje.
O pracach Emily Dickinson już na FYH (przy okazji opisywania Mani. Giacometti – 2 Alberi Pierluigiego Billone) było, a Franck Bedrossian również postanowił sięgnąć po wiersze dziewiętnastowiecznej poetki. Amerykanki usłyszymy w trzech częściach „Epigram” aż jedenaście poematów. Wyśpiewuje je sopranistka Donatienne Michel-Dansac, towarzyszą jej muzycy i muzyczki z Klangforum Wien, czyli orkiestra na FYH również dobrze znana. Ależ to przewrotne, współczesne kompozycje! Ileż tu emocji, napięcia, plastyczności i koloru. Ciężkie, momentami powolne, innym razem dynamiczne akompaniamenty jedenaściorga muzyków, generowanie półcichych prześwitów, balans między ślizganiem się po strunach smyków a uderzeniem instrumentów dętych wywołują swoistą klaustrofobię muzyczną. Do tego różnorodny wachlarz śpiewu i dźwięków Michel-Dansac, która to śpiewa, to krzyczy, to dyszy lub chlipie współgra z sylwetką i wierszamy Emily Dickinson, która była „raczej” samotniczką w swoim życiu, a jej twórczość to solidny bagaż melancholii i emocjonalnego zagubienia. Czuć w tej muzyce, w tych trzech częściach „Epigram”, obłęd.