Tegoroczny Domoffon nie odbędzie się. Miasto nie chciało zwiększyć dofinansowania na organizację łódzkiego festiwalu muzyki współczesnej i niezależnej. Rozmawiamy z Kubą Wandachowiczem, jednym z organizatorów Domoffonu i współwłaścicielem klubu DOM.

  • „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni festiwal, książka czy płyta, zacisnęliśmy zęby i zdecydowaliśmy, że w tym roku nie robimy Domoffonu” – mówi nam Wandachowicz,
  • który ma żal do Miasta o faworyzowanie innych podmiotów, jak Transatlantyk czy Soundedit.
  • W tym roku miałaby się odbyć czwarta edycja festiwalu Domoffon.
  • Wcześniej w Łodzi wystąpili Wire, The Fall, Zola Jesus, Omar Souleyman, SHXCXCHCXSH czy The Horrors!

PIOTR STRZEMIECZNY: Żal, smutek, wkurzenie?

KUBA WANDACHOWICZ: Tak, wszystkie te trzy rzeczy w miksie. Trudno procentowo oszacować, którą odczuwam najbardziej. Gdybym miał się teraz zastanawiać nad tym, co mną targa, pewnie jeszcze bardziej bym się w tym wszystkim pogubił. Nic, trudno, stało się. Zobaczymy, co będzie w przyszłości. W tym roku są wybory, może w przyszłym roku będę mógł negocjować z kimś innym. Politycy nie są wieczni, chociaż oni myślą, że tak jest. Straciłem wiarę, ale nie wyprowadzam się z Łodzi, nie za bardzo mam innego do roboty, zresztą właśnie tym chcę się zajmować. Będę próbował w przyszłym roku.

W tym roku miała odbyć się czwarta edycja Domoffonu. Domyślam się, że mieliście już plany co do niej.

Plany mogliśmy mieć, ale co po nich…Poszliśmy na początku października do Łódzkiego Centrum Wydarzeń, zaraz po rozliczeniu ubiegłorocznej edycji festiwalu, wiedząc, że do dwóch ostatnich edycji festiwalu musieliśmy dokładać z własnej kieszeni.

Pięćdziesiąt i dziewięćdziesiąt tysięcy?

Mniej więcej tak, około tych kwot. Powiedzieliśmy ŁCW, że w związku z tym, że dopłacamy do tego wszystkiego, nie możemy robić imprezy na wysokim poziomie bez większego dofinansowania. Powiedzieliśmy to zaraz po rozliczeniu festiwalu, chcieliśmy być fair w stosunku do instytucji, stawialiśmy sprawę jasno. Od tego czasu rozpoczęły się rozmowy, podczas których padały kwoty dofinansowania rzędu 500 tysięcy złotych, dwie sceny… Kształt tych negocjacji pozwalał mi sądzić, że nastąpi zwiększenie dofinansowania, nawet jeśli nie w stopniu, w jakim marzyło sobie ŁCW, czyli na cztery tysiące osób, to przynajmniej wesprą nas w większym stopniu niż dotychczas. 120 tysięcy to tak naprawdę 90 tysięcy do wydania, a my nie wiedząc, czy dostaniemy dofinansowanie na 500 czy 150 tysięcy, postanowiliśmy nikogo nie bookować. Gdybyśmy podjęli się zobowiązań, a potem musielibyśmy wszystko odwoływać, bylibyśmy doszczętnie spaleni na tym rynku bookerskim. Nie mogliśmy nikogo bookować w czasie trwania negocjacji, bo nie wiedzieliśmy na kogo nas stać, a same rozmowy trwały od października do lutego i nie zapowiadały takiego zakończenia.

Gdy Perła się dowiedziała, że mamy problem, zadzwoniła do nas, że zwiększy dofinansowanie. Sponsorzy czysto komercyjni byli w stanie zwiększyć wsparcie, a Miasto nie…? Zresztą kształt tych negocjacji był momentami tak absurdalny i takie argumenty słyszałem ze strony ŁCW, że to jest żałość i zgrzytanie zębami. Padł temat Festiwalu Transatlantyk, który otrzymywał od miasta 4, a teraz 3.5 miliona. Gdy urzędnicy powiedzieli, że nie mają pieniędzy na wsparcie Domoffonu, odpowiedziałem im, że nie mają środków, bo wszystko dali Transatlantykowi, festiwalowi, którego dofinansowanie nie przekłada się na markę. Wystarczy poczytać sobie opinie o nim, wszyscy narzekają!

ŁCW powiedziało coś irracjonalnego. Że fakt otrzymania przez Transatlantyk takiej dużej ilości pieniędzy oznacza większe wsparcie innych podmiotów. Nie zgadzały mi się ich wyliczenia, więc zakwestionowałem je pod kątem chociażby logiki i matematyki . Argument ŁCW ściął mnie z nóg: „Wyobraź sobie, że twoja matka kupuje twojemu bratu zajebiście wypasione mieszkanie, więc i tobie musi coś kupić, żeby ci nie było smutno”. To jest linia miasta, która nie ma nic wspólnego z matematyką i zdrowym rozsądkiem, jest zwykłym mydleniem oczu. Padł też argument, że nie mogą dofinansować festiwalu Domoffon kwotą większą niż dotychczas, bo to festiwal, na który przychodzi tysiąc osób, a oni nie mogą dofinansować większą kwotą takiego festiwalu. Na takie zdanie odpowiedziałem, że Soundedit gości… [W związku z pisemną notą reprezentującego pana macieja werka i festiwal soundedit radcy prawnego informującą o nieprawdziwych informacjach rozprzestrzenianych przez pana Jakuba Wandachowicza i potencjalnym pozwie ze strony fundacji w kierunku wydawcy serwisu FYH zmuszeni jesteśmy usunąć nieprawdziwe według fundacji art industry treści, które w ich ocenie naruszają ich dobra osobiste] To też festiwal organizowany w prywatnym miejscu i on otrzymuje 430 tysięcy dofinansowania na dwudniowy festiwal, a my otrzymujemy 120 tysięcy, z czego trzydzieści tysięcy to podatek. Usłyszałem argument, że Soundedit otrzymuje od Łodzi tyle pieniędzy, bo dostaje też dużo z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i z Narodowego Centrum Kultury! Nie jestem w stanie ogarnąć takiej retoryki!

Gdy w końcu się okazało, że my nie możemy zrobić tego festiwalu w formie imprezy masowej, bo cała OFF Piotrkowska nie pozwala na to ze względu na swoją budowę powyżej tysiąca osób, chcieliśmy sprostać oczekiwaniom ŁCW, czyli wyjść z naszej przestrzeni. Wpadliśmy na pomysł Tymienieckiego i Milionowej lub Monopolis. ŁCW jednak stwierdziło, że to nie ma sensu i że lepiej zrobić sobie rok przerwy lub okroić Domoffon, przy czym ta okrojona wersja miałaby wyglądać jak nieokrojona. Zgodnie z naszą umową, kolejna edycja festiwalu nie może być gorsza.

Stojąc przed dylematem, nie robić festiwalu czy robić, ale uboższy, choć wyglądający na lepszy, musiałbym świecić oczami i wciskać ludziom, że nowa edycja nie jest uboższa, nie jest gorsza, że ludziom się tak tylko wydaje, a naprawdę Domoffon jest nawet lepszy niż wcześniej!

W myśl zasady, że jesteś tak dobry jak twój ostatni festiwal, książka czy płyta, zacisnęliśmy zęby i zdecydowaliśmy, że w tym roku nie robimy Domoffonu. Nie wiem jednak, jak będzie w przyszłym roku, kto będzie u władzy, czy nowi rządzący nie będą robić takich samych rzeczy…

A nie boisz się, że roczna przerwa obniży waszą motywację do organizacji?

No boję się, ale nie mieliśmy wyjścia. To byłby chujowy festiwal. Chujowszy niż był. Zapewne byśmy się ze sobą pokłócili, bo każdą złotówkę musielibyśmy liczyć cztery razy, do line-upu podchodzilibyśmy zachowawczo, bo balibyśmy się wtopy finansowej. Klub DOM to pięć osób i nie każdy jest tak mocno zaangażowany w festiwal jak ja, a pieniędzy odkładanych na przykład na wakacje nie chciałby władować w długi klubu.

Najpierw byśmy się pokłócili o artystów, bo chcielibyśmy oszczędzać. Przez to festiwal byłby średni albo słaby, miałby słabe recenzje i podejrzewam, że w przyszłym roku w ogóle nie robilibyśmy już nic, bo każdy dług to żałoba w klubie DOM.

Jedna twoja wzmianka w łódzkiej Wyborczej spowodowała niezłą dyskusję na Facebooku Domoffonu.

Czy taką pokaźną? To tylko jedna osoba wypisywała do nas. Zazdroszczę, że jest taki festiwal jak Soundrive, że mają taki klub, że funkcjonują w takim miejscu, do którego ludzie przyjeżdżają na wakacje i zostawiają tam pieniądze. Cieszę się, że im wychodzi. My w ciągu roku robimy takie koncerty, na jakie nas stać i na jakie możemy sobie pozwolić ze względu na kształt klubu czy zaplecze techniczne.

B90 to typowo koncertowa przestrzeń.

To świetna sala do koncertowania.

Sale.

Oczywiście, dwie sale. U nas największym kosztem jest scena plenerowa, bo nie mamy w klubie warunków, by zadowolić publiczność w liczbie tysiąca osób, więc musimy scenę wypożyczać. Cieszę się, że ktoś inny ma klub z dwiema zajebistymi salami, dwiema zajebistymi scenami i było go stać, żeby sobie taki klub wybudować czy przygotować. No i co jeszcze mogę dodać? Życzę szczęścia na drogę.

zdjęcie: Kuba Wandachowicz / Instagram

Soundrive to też inny festiwal. Też niszowy, ale inny.

To prawda, też ceny biletów i karnetów są podobne i wymyślony jest na podobnego odbiorcę. Ciężko mi powiedzieć, bo nie mieszkam w Gdańsku i nie jestem bogaty. Jestem z Łodzi, muszę wiązać koniec z końcem. Wydawało mi się, że w tym mieście jest silna scena muzyczna i jest dla kogo robić taki festiwal. Artur Rojek otrzymuje od Katowic milion czterysta tysięcy, a my otrzymujemy de facto 90 tysięcy, z czego The Horrors wzięli od nas 20 tysięcy euro. To tylko sama gaża, podczas gdy na dwa tygodnie przed koncertem okazuje się, że zespół będzie dwa dni w Łodzi i w sumie przyjedzie w 22 osoby, a dla wszystkich musimy zorganizować pojedyncze noclegi w hotelu. Żaden z łódzkich hoteli nie był skory dawać nam większe zniżki, więc wszystkie koszty się rozrosły. No kurwa.

Łódź zasługuje na festiwal muzyczny jak Domoffon. Wydawało mi się, że w roku wyborczym ludzie z miasta będą się bali pijarowych strzałów w kolano jak odrzucenie Domoffonu, nie dofinansowanie działalności portalu Miej Miejsce czy wsparcie festiwalu L’tronica.

W przyszłym roku będę starał się o dofinansowanie z Wydziału Kultury, bo wydaje mi się, że lepiej jest się dogadać z osobami z WK niż z pracownikami promocji, bo to Wydziałowi Promocji podlega Łódzkie Centrum Wydarzeń. Niby wszędzie chodzi o liczby, ale naprawdę kurwa nie wiem, jak im te liczby wychodziły, gdy myśleli o Soundedit czy Transatlantyku.

Łódź też mocno reklamuje koncerty Kelly Family, Andre Rieu, było już Depeche Mode…

Nie wiem, jak wygląda to wsparcie, czy to finansowe, czy reklamowe. Ale podczas negocjacji usłyszałem od pana Piotrowskiego z Wydziału Promocji, takiej szarej łódzkiej eminencji, gościa, którego teraz bardzo nie lubię, że za 500 tysięcy złotych to on może sobie wziąć MJM Prestige czy Alter Art i oni zrobią mu festiwal. To jest, kurwa, takie myślenie; to jakbyś chciał wypromować łódzki napój i zgłosiłbyś się do Coca Coli, żeby ci przygotowali recepturę.

Zresztą, co ciekawe, dowiedziałem się, że miasto w ubiegłym roku robiło podchody pod Artura Rojka, żeby ten zrobił w Łodzi nowy festiwal niezależny. To casus Transatlantyku, że zapraszamy znanego pana z innego miasta, żeby ten zrobił u nas festiwal, bo my nie wiemy, jak się to robi. Podejrzewam, że znanemu nazwisku miasto chętniej da pieniądze niż nam. To jest moim zdaniem jakieś obłędne myślenie, że łódzkim ludziom pieniędzy nie daje się w ogóle albo daje bardzo mało. Przy drugiej edycji Domoffonu też nie dostaliśmy tych stu dwudziestu tysięcy od razu. Mieliśmy umówionych artystów, była Zola Jesus, Omar Souleyman czy Wire, a ŁCW powiedziało nam, ma dla nas jednak sześćdziesiąt tysięcy. W Wyborczej ukazał się wówczas artykuł, że łódzcy organizatorzy dostaną mniej pieniędzy. Łódzkie Centrum Wydarzeń chciało nam dać sześćdziesiąt tysięcy, tyle samo, co na pierwszą edycję, podczas gdy w 2015 roku robiliśmy festiwal jednodniowy, a w 2016 już trwający dwa dni.

To jakby pani z ŁCW dała mi dziesięć złotych, kazała kupić benzynę, pojechać do Gdańska i wrócić za dziesięć minut. No kurwa, to niemożliwe do zrobienia, nawet jeśli zna się magiczne zaklęcia. Cała polityka miasta, jeśli chodzi o finansowanie łódzkiej kultury, jest dla mnie poroniona i kompletnie pomylona. 

Zwłaszcza że dotychczasowa sytuacja Transatlantyku wyglądała tak, że te pieniądze wyjeżdżały z Łodzi do Poznania. Tak było dotychczas, bo nawet na gali otwarcia w Teatrze Wielkim było tak, że orkiestra jechała busem z Poznania, żeby nie zarobiła łódzka orkiestra z teatru. Moja znajoma, która robiła wizualizacje, też przyjechała z Poznania. A u nas, gdy robili afterparty, to naszymi rękoma, za nasze pieniądze organizowane było nagłośnienie Irene Jacob, o którym dowiedzieliśmy się pół godziny przed koncertem. A w tym roku znowuż robili u nas afterparty po festiwalu, na który nikt nie przychodził i pieniądze wisieli nam przez pół roku. Firma, która miała dofinansowanie z miasta, z Ministerstwa dostali milion i jeszcze z innych źródeł, nie potrafiła zapłacić nam przez sześć miesięcy.

To jest kurwa totalnie żenujące.

Kończąc, przejdźmy do pozytywów.

Nie ma.

Są – trzy odbyte edycje.

Mam spore doświadczenie, kapitał wiedzy. Dostaliśmy nagrodę za wydarzenie muzyczne, a chwilę później okazało się, że nie będzie kolejnej edycji.

Co z umową?

Jeszcze w sobotę w nocy przygotowywałem ofertę dla sponsorów, takiego kolorowego pdf-a. W niedzielę z rana wysłałem go Łódzkiemu Centrum Wydarzeń, licząc na to, że nam pomogą w szukaniu tych sponsorów. Gdy w poniedziałek ukazał się artykuł i do nas zadzwonili, a dokładniej do Rebusa, bo mi telefon wpadł do kibla i nie można się było do mnie dodzwonić, myśleliśmy, że podczas spotkania w ŁCW o godzinie 15 coś nam zaproponują.

A oni na dzień dobry, z grobowymi minami, wręczyli nam rozwiązanie umowy. Wcześniej tego samego dnia zadzwoniła Perła, że może nam dołożyć środki finansowe i myślałem, że też ŁCW podwyższy dofinansowanie, chociaż o 50 tysięcy i pomoże w szukaniu sponsorów….

Ale wróćmy do pozytywów. Która edycja Domoffonu była najlepsza, poza tym, że trzecia bo ostatnia?

Zaskoczę cię – pierwsza. Dlatego, że grali The Fall i muzycznie był to dla mnie najlepszy występ, oraz dlatego, że była to pierwsza edycja, to nie musieliśmy nic dokładać do budżetu. (śmiech) Wszystkie były fajne, ale pierwsza była dla mnie naprawdę szczególna.

 

%d bloggers like this: