Vane puścili właśnie debiutancki album Black Vengeance. Choć to ich pierwsza studyjna płyta, Vane to ogromne doświadczenie. A my recenzujemy Black Vengeance Vane. 

AUTOR: Vane
TYTUŁ:  Black Vengeance
WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 
30 listopada 2018


Krakowski kwintet po roku od wydania debiutanckiego minialbumu the Prologue postanowił rozwinąć pełne żagle i swoim melodyjnym death metalem podsycić rozszalałe, sztormowe fale. Ostatniego dnia listopada światło dzienne ujrzał ich pierwszy, pełnowymiarowy krążek, a także klip do utworu „Mutiny”. Sprawdzamy jak pirackie opowieści korespondują z ciężkim brzmieniem.

Vane to przede wszystkim doświadczenie. Warto wiedzieć o tym, że formacja powstała z inicjatywy dwójki gitarzystów – Mateusza Gajdzika i Roberta Zembrzyckiego, związanych wcześniej m.in. z Acid Drinkers czy Corruption. Panowie zaprosili do współpracy Marcina Parandyka, odpowiedzialnego za wokale w Killsorrow i Skyanger. W ten sposób narodził się bardzo solidny trzon grupy, która pomysłami zawartymi na Black Vengeance aspiruje do górnej półki krajowych przedstawicieli melodyjnego metalu. Brzmienie gitar utrzymuje charakterystyczny brudny klimat, który co i rusz kondensuje się wokół wokalnych i perkusyjnych zawirowań bądź rozkrusza monumentalne ściany dźwięku, aby wydobyć na pierwszy plan delikatniejsze melodie. Wszystko to dzieje się za sprawą gitar, ponieważ ani jedna z jedenastu zawartych na krążku kompozycji nie została wzbogacona o klawisze. Kompozycje nie są zbyt długie, w większości jednak ciekawie zaaranżowane i rozbudowane muzycznie, cechuje je także wyjątkowo wysoki współczynnik dynamiki.

Osobny rozdział do szerszej analizy to warstwa liryczna albumu, która od początku do końca podporządkowana została pewnej koncepcji. Tematyka płyty dotyka złotej ery piractwa, a przedstawione w posępny i złożony sposób historie, poruszają problematykę odpowiedzialności zbiorowej oraz winy i kary ponoszonej za moralne występki. Przede wszystkim jednak słowa napisane w większości przez Roberta Zembrzyckiego, pozostawiają uchylone drzwi kajuty do dalszych interpretacji losów samotnych bohaterów rzuconych w morskie odmęty. Słowa barwnie podaje słuchaczom Marcin Parandyk, w płynny sposób przechodząc od growlingu do delikatniejszych wokaliz.

Przeszukując muzyczne archiwa w poszukiwaniu zespołów, które łączyłyby cięższe – choć nie tak ciężkie jak w przypadku Vane – brzmienia z pirackimi wątkami, na myśl przychodzi mi jedynie pochodząca z Hamburga formacja Running Wild, która swoją morsko-sceniczną przygodę rozpoczęła w roku 1976. Heavy metalowi wyjadacze wciąż pozostają aktywni i na dobre nie zawinęli do żadnego z portów. Tego samego pozostaje życzyć muzykom z Krakowa. Potencjał zawarty w intensywności prowadzonych linii melodycznych i umiejętność spajania ich z chwytliwymi refrenami, pozwala skutecznie odłożyć w pamięci całą playlistę albumu już po kilku odsłuchach.

Premiera Black Vengeance to także szansa na zaprezentowanie materiału na żywo. W pierwszy weekend grudnia Vane u boku Acid Drinkers wystąpi w Lublinie, Bielsko-Białej i Wrocławiu. Od momentu powstania w roku 2016 formacja nie występowała na żywo.

NASZA SKALA OCEN (KLIK!)

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: