Remiksy wzniesione na zupełnie nowy poziom. Zapraszamy do recenzji Traces – Remixes Resiny.

AUTOR: Resina, Ben Frost, Ian William Craig, Lotic, Abul Mogard
TYTUŁ: Traces – Remixes
WYTWÓRNIA: 130701 (FatCat)
WYDANE: 31 maja 2019


Remiksy mają to do siebie, że przez wielu wydawców traktowane są trochę po macoszemu – bardziej jako miły bonus niż jako materiał równoprawny z kawałkami, które zostały wzięte na warsztat. Dlatego też próżno szukać na rynku wydawnictw z remiksami, stanowiących follow-up do regularnego albumu. Jeśli już pojawiają się, to głównie w wersji cyfrowej, bez szans na fizyczny nośnik. To spory błąd. Oczywiście osobną kwestią jest jakość powstającej w ten sposób muzyki. Kiedy jednak powierzasz to zadanie takim artystom jak Ben Frost, Lotic, Ian William Craig i Abul Mogard, to zwyczajnie nie wypada pozostawić efektów ich pracy na uboczu. Brytyjski FatCat i jego post-klasyczny imprint 130701 dobrze o tym wiedzą. Materiałem bazowym stały się utwory z wydanego w lipcu ubiegłego roku albumu Traces Resiny, czyli Karoliny Rec. Trudno o lepszy wybór, bo Traces to jedno z tych wydawnictw, do których można wracać w zasadzie bez ustanku. Nie inaczej jest z wydaną właśnie epką z remiksami. To pozycja bezsprzecznie warta uwagi – nie tylko dla fanów twórczości Karoliny.

Już po pierwszym przesłuchaniu całego materiału zaczęło nurtować mnie pytanie o granice remiksu – o to, kiedy dany kawałek jest jeszcze „tylko remiksem” innego, a kiedy zupełnie odrębnym tworem, z własną paletą emocji, jedynie bazującym w mniejszym lub większym stopniu na oryginale. W tym przypadku w zasadzie chyba nawet trafniejszym określeniem byłby rework, chociaż semantyczne granice obu wyrażeń tak naprawdę nie powinny mieć znaczenia, biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy każdego z zebranych na epce kawałków. Nie jest proste wykorzystanie poszczególnych linii składających się na utwór, w ten sposób, by tchnąć w nie zupełnie nowe życie. Chociaż kultura samplingu niesamowicie rozwinęła się od czasu pierwszych pierwszych płyt Buriala, który na dobre oswoił nas z tym zjawiskiem, to nadal pożądany efekt udaje się osiągnąć tylko nielicznym.

Ben Frost to mistrz monumentalnych kompozycji, spadających na słuchacza z rozmachem nie mniejszym, niż w architekturze robiły to gotyckie katedry. To mistyczne porównanie również nie pojawia się tu bez przyczyny, bo miejsca opuszczonych kultów religijnych były jedną z inspiracji towarzyszących powstawaniu albumu Traces. Frost zajął się utworem „In In”, w którym wiodącą rolę odgrywa oniryczny wokal. Niezaprzeczalny potencjał tej wokalizy został wykorzystany w najlepszy z możliwych sposobów – w towarzystwie synthów i poszatkowanych struktur rytmicznych złożył się na efekt, który brzmieniowo idealnie wpisuje się w trademark pod tytułem „Ben Frost”.

Skuteczną przeciwwagę dla pełnego niepokoju remiksu autorstwa Bena stanowi bardziej klasyczne podejście, z jakim do swojego zadania podszedł kolega Karoliny z wytwórni – Ian William Craig. W rozmowie, jaką odbyliśmy z Karoliną z okazji premiery Traces, nie kryła ona fascynacji warsztatem pracy Kanadyjczyka. Tu charakterystyczne, dekonstrukcyjne podejście Iana do obróbki zarejestrowanego głosu znalazło odbicie w spiętrzonych, nakładających się partiach wokalu Craiga i wiolonczeli z „In”, tworzących wspólnie impresjonistyczny, rozedrgany muzyczny pejzaż.

Z zaproszonego do udziału w projekcie grona muzyków, zdecydowanie najbardziej barwną postacią jest Lotic. To projekt łamiący nie tylko społeczne tabu, ale też granice między muzycznymi gatunkami. Taki jest też remiks „In In”, który w zasadzie spokojnie mógłby trafić na kolejny album tego/tej transgenderowego/transgenderowej artysty/artystki. Lotic uderza w nim w mocno psychodeliczne tony, balansując na granicy między kontemplacyjną transowością a ekspresyjnym, muzycznym ekshibicjonizmem. Skrajnie odmienną wizję muzyki niż Lotic reprezentuje Abul Mogard. Jego historia przeczy utartym wzorcom kariery muzyka. Serb zajął się pracą twórczą po przejściu na emeryturę, wykorzystując doświadczenie nabyte z pracy w fabryce i konstruując własne instrumenty. Muzyka Abula jest dokładnie taka, jak jego postawa na scenie – powściągliwa, osadzona w ciemności i skryta. „Trigger”, którego oryginalne wykonanie otwiera epkę, w rozmytej, ambientowo–drone’owej odsłonie autorstwa Mogarda, rozciągnięty do ponad 10 minut, mocno kontrastuje z poprzedzającą go treścią, dając wystarczająco dużo czasu, by pozbierać myśli po tym, co muzycznie spotkało nas w ciągu ostatnich 30 minut. A wydarzyło się naprawdę wiele.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: