AUTOR: Paweł Bartnik
TYTUŁ: bez tytułu
WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 10 grudnia 2014

 
Paweł Bartnik solowo i z krytyką, humorem, groźbami i elektroniką. Znany z działalności w kIRk i Mszy Świętej w Altonie producent wydał swój album nakładem Requiem Records. Postąpił dobrze, tak samo jak dobrze postąpiło Requiem, decydując się na wydanie bez tutułu.

Dlaczego dobrze? Ano dlatego, bo bez tytułu to kawał dobrej i ciężkiej muzyki. Przez muzykę rozumiem zarówno podkłady, które stworzył Bartnik, jak i same teksty, które, choć często zabawne, to w większości przypadków są prawdziwe, ze sporą częścią można się zgodzić. I nawet jeśli nie myślę akurat o spaleniu sierocińca, to już na pewno o tym, że ludzie nie chcą być otoczeni kordonem czy też nie chcą po prostu dobrych uczynków. Pewnie, w bramach pijacy, place zabaw zżera rdza. Te wymawiane teksty w otwierającym płytę „Ananke”, które Paweł uplasował na wysokich syntezatorach i połamanym bicie dobrze ze sobą współgrają, a taka unosząca się nad nagraniem aura tajemniczości (czuć ją w większości kompozycji) należycie kojarzy się z utworami kIRk, zwłaszcza tymi, które znalazły się na Złej krwi.

W stronę techno-zamiłowań Pawła Bartnika uderza „Tętno”, jeden z lepszych fragmentów bez tytułu. Żywy bit, dobry podkład, szybkie tempo, po prostu tętno i nieczynne arterie, śmierdząca pościel. Minimalistycznie i tajemniczo brzmi „Teodycea”. Schizofreniczna wizja spalenia sierocińca wraz z będącymi tam dzieciakami może i nie należy do tych najnormalniejszych, ale narracja Pawła wypada naprawdę ciekawie i, co tu dużo mówić, momentami zabawnie (Najgorsze jest to, że wszyscy się śmieją – tak, to często jest najgorsze).

Narracja – ona stanowi istotny punkt w nagraniach Bartnika, któremu po prostu ciekawe opowieści, dobry pogląd na rzeczywistość i poczucie humoru nie wadzą. Czy będzie to wspomniana „Teodycea”, następujące po niej „2013” (zapętlone i wzrastające syntezatory w tym nagraniu to mistrzostwo), czy „Ekosystem” (czy tylko mi się wydaje, że wstęp w „LOVEYOURLIFE” to te same klawisze, tylko w zamienionej lekko kolejności?), za każdym razem teksty i sama muzyka mogą się podobać, mogą wciągać i praktycznie właśnie to robią, tak jak robi to bez tytułu. Choć początkowo, przy pierwszym odtworzeniu tej płyty miałem na dobrą sprawę mieszane uczucia (bo melorecytacja, bo coś tam, coś tam), to tak mija mi to bez tytułu kolejny dzień z rzędu i jakoś nie chce przestać grać. W kIRk czy Mszy Świętej w Altonie Bartnik na ogół jest przyćmiewany ze swoją elektroniką pozostałymi wyczynami reszty chłopaków. Solowo w końcu udowadnia, że potrafi tworzyć dobre i chwytliwe kawałki. No bo w końcu gdzie miałby najlepszą do tego okazję, jeśli nie na swoim autorskim albumie?

Pamiętaj, nie potrąć psa, bo to tylko koszty. A jakie to prawdziwe!

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: