Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia, a sami muzycy przez te dwanaście miesięcy dotarli się jeszcze bardziej. To słychać w każdej sekundzie Something Between.


AUTOR: Makemake
TYTUŁ: Something Between
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 27 kwietnia 2017


Długo Makemake zastanawiali się, gdzie wydadzą swój drugi album. Ubiegłoroczny debiut, dla mnie jedna z lepszych akustycznych rzeczy, jakie ukazały się w 2016 roku pokazał, że śląski duet umie preparować gitary w sposób dostarczający słuchaczom gromu doznań. Tylko dwie gitary i kilka przeszkadzajek, a działo się na From the Earth to the Moon tyle i tyle, a potem dużo i jeszcze więcej.

A jednak debiut Rafała Blachy i Łukasza Marciniaka jakoś tak przeszedł bez echa, choć na From the Earth to the Moon pogłosu było całkiem całkiem. Być może tę sytuację zmieni Something Between – najnowsze dzieło duetu. Dzieło, które od pierwszego odsłuchu przenosi słuchaczy w dziwnie wciągający świat muzyków.

Improwizacja, zgrzyty, elektroakustyka. Gitary. Preparacja. Dźwiękowy chaos. Zarysy kompozycji i stopniowa, lekka rozbudowa. Makemake wyrastają nam na czołowych graczy w tych rejonach. I to nie może w żaden sposób dziwić. Blacha i jego smyczek na strunach wyciągają razem niepokojące, w pełni wciągające tony, Marciniak z kolei – z gitarą, ale też i przeszkadzajkami – pobija tę i tak niepewną atmosferę.

Pierwsze zdanie zostało głupio urwane. Makemake, po wydaniu debiutu w Złych Literach, ruszyli w trasę koncertową. Pograli, pograli w kilku fajnych miejscach, wyprzedali też cały nakład From the Earth to the Moon, a potem zaczęli myśleć. Myśleć nad nowym wydawcą. W grę wchodziło kilka głośniejszych wytwórni, głównie ze świata jazzu, ale wybór padł na Zoharum. Dla mnie to strzał w dziesiątkę, bo takiego reprezentanta gdańska oficyna chyba jeszcze w swoich szeregach nie miała. Przynajmniej na improwizowanym polu. A Makemake w znany sobie tylko sposób łączą szorstkie zgrzyty pochodzące z katowanych strun (Blacha?) w „Suspirii”, które rozciągają się w auli Centrum Kultury Agora we Wrocławiu niczym te w wiolonczeli czy skrzypcach, by dla kontrastu w „Dinner at Home” zahaczać o jakieś karaibskie akordy, które niby powinny wybrzmiewać upojnie, rozkosznie i przede wszystkim rozleniwiająco, a tak naprawdę to budzą skojarzenia z roztrojoną gitarą lokalnego słonecznego grajka. Wyśmienicie!

Duet buduje swoje kompozycje w sposób dwojaki. Albo rozciąga gitarowe partie, malując ambientowe pejzaże (do których muzycy dorzucają swoje wirtuozersko-improwizatorskie zapędy), jak ma to miejsce w lirycznym, niemalże pustynnym „As I Look Back”, albo rzucają się w szaleńczy pęd swoich instrumentów. Dzikie dźwięki, rwane akordy, świdrujące przeszkadzajki i zabawa w wydobywanie bliżej nieokreślonych odgłosów. Same slide’y Rafała Blachy raz przypominają wiolonczelę, raz zabawy na preparowanym pianinie, a jeszcze kiedy indziej perkusjonalia. Wirtuozeria Łukasza Marciniaka, który momentami sobie zwyczajnie „plumka”, momentami stawia na bardziej rozłożyste partie, czasem generuje tylko proste dźwięki wygrywane na jednej-dwóch strunach, zapętlając je w sposób dość chaotyczny (psychodeliczne, narwane wręcz „Visions”).

„Efekt strojenia” jako główny środek tworzenia albumu? Czemu nie, w końcu Makemake już w ubiegłym roku udowodnili, że potrafią, choć debiut prezentował duet w wersji stonowanej. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia, a sami muzycy przez te dwanaście miesięcy dotarli się jeszcze bardziej. To słychać w każdej sekundzie Something Between. W 2016 roku myślałem, że obraz Makemake, jaki otrzymywaliśmy za sprawą From the Earth to the Moon jest kompletny i wystarczający. Chłopacy pokazali, że można jeszcze ciekawiej zapętlać te motywy, momentami wyzbywając kompozycje z melodyjności, a po chwili przenieść się w świat tłumnych uliczek o orientalnym zabarwieniu („Dry Water”). Co ciekawe, przy Something Between mam wrażenie, że im więcej słucham, tym mniej rozumiem. To rzadkość świadcząca o klasie wydawnictwa. Tak poplątać te melodie, tak odchodzić od zapoczątkowanych w początkowych partiach utworów tematach, tak bawić się ze słuchaczami… Tak, nieźle im to wszystko wyszło.

NASZA SKALA OCEN (K L I K!)

A JAK OCENIAMY?
Gitary. Blacha i Marciniak tak je eksploatują, że niedługo sami założą firmę robiącą gitary.
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: