Cały czas poruszamy się w roku 2016, tym razem za sprawą wytwórni Nasze Nagrania. Kumulacja numer 31 to może tylko trzy płyty, ale za to jakie!


AUTOR: Bogusz Rupniewski
TYTUŁ: Zweiheitsmusik
WYTWÓRNIA: Nasze Nagrania
WYDANE: 4 listopada 2016


Skrzypce i wiolonczela – piękny układ smyczkowy, który w przypadku Zweiheitsmusik zapewnia nam rozrywkę na poziomie. Chociaż w przypadku muzyki improwizowanej o klasycznym wydźwięku ciężko mówić w kategoriach rozrywki. To spłycanie wartości i spłacanie doznań. Bogusz Rupniewski – duet złożony z nazwisk artystów go tworzących – zagłębia się w rejony mocnego improv. i psychodelicznych uliczek. Może nie do końca łódzkich, bo tam tylko długie ulice ciągnące się przez połowę miasta, ale może wiedeńskich? Może, może. Może coś w tym jest.

Jest „coś” z pewnością w Zweiheitsmusik, debiutanckiej płycie duetu, która w całej swojej okazałości roztacza między słuchaczami aurę wymagającego skupienia. To niby chaos, niby zgrzyty wiolonczeli, niby lament brzmienia skrzypiec, ale gdy oba instrumenty wchodzą ze sobą w dialog, zaczyna się opowieść barwna i wpływająca na wyobraźnię.

Koncepcję albumu artyści zarysowali brawurowo. Że Zweiheitsmusik opowiada historię sześciopalczastego łódzkiego muzyka – może skrzypka, może wiolonczelistę. Nie wdając się w szczegóły, na płycie mamy te dwa instrumenty, których brzmienia nie da się pomylić. Melancholia, wirtuozeria, na styku muzycznych kultur, bo obcujemy na płycie duetu też z klezmerskimi, tak ważnymi w historii Łodzi motywami. Stąd zawiłe partie skrzypiec, powolny dwugłos obu smyków, momentami także żywsze, żwawsze i radośniejsze fragmenty, jak w „Pasakal ia”. Muzyczne wykształcenie Małgorzata Bogusz-Cyganowska i Michał Rupniewski podkreślają quasiklasycznych, pełnych harmonii kompozycjach – „Grembachu” i tytułowym „Zweiheitsmusik”. Warto zwrócić też uwagę na piękną, niemalże sakralną „O Presviataya Mariye Devitse”.

Ale tym, co urzeka najbardziej w Zweiheitsmusik, jest improwizowana forma. Co prawda nagrania brzmią, jakby tematy utworów były odpowiednio rozpisane, z typowo akademickim zacięciem prawie że, ale wdzierające się w ten ład chaotyczne, pełne rozgardiaszu partie wymieszane z preparowaniem instrumentów włącznie sprawiają, że ta muzyka nabiera czysto humanistycznego pierwiastka. Dzikiego, tajemniczego, nieokrzesanego.

NASZA OCENA: 8




AUTOR: Mutant Goat
TYTUŁ: Yonder
WYTWÓRNIA: Nasze Nagrania
WYDANE: 16 lutego 2016


Tutaj już okładka mówi: „KUP MNIE”. Muzycznie jest już różnie, zależnie też od tego, czego dana osoba się spodziewała. Znając Olę Kozioł, jej styl śpiewu, jej artystyczne dokonania, wokalnie wszystko było jasne. Wiedząc, że za pomocą big sticka Andrew Dixona będziemy obcować z wietrznymi, drone’owymi strukturami, jednocześnie zahaczając ciężarem brzmienia o śródziemne, pełne pełne kamieni i skał elementy. Yonder, mimo swojej apokaliptycznej otoczki, jaka pojawiła się w prasówce, abstrahując od tych napisanych słów, jest płytą nieoczywistą.

Ta objawia się w zupełnie niepowtarzalnych melodiach Dixona, który gra, jakby był w twórczym transie, czerpiąc z metafizycznych mocy. Na tle tej raz ciężkiej, raz lekkiej melodyki big sticka biały śpiew Kozioł, który stopniowo przechodzi w krzyk, onomatopeje i dziwne wręcz dźwięki buduje pełną napięcia narrację.

Chociaż duet orbituje wokół performance-drone’owej płaszczyzny, nie jest to album statyczny. Każde z nagrań charakteryzuje się innym odcieniem, inną melodyczną barwą. A co na minus? Chyba przede wszystkim i tylko czasówka utworów. Momentami za długa na solidne, pełne skupienia osłuchanie.

NASZA OCENA: 6.5




AUTOR: Suavas Lewy
TYTUŁ: Morświnem
WYTWÓRNIA: Nasze Nagrania
WYDANE: 3 czerwca 2016


Morsun. Morska świnia. W końcu bałtycki delfin. Nazw morświn miał wiele, tak jak wiele ich żyło w Morzu Bałtyckim. Sławomir Lewy też to zauważył i postanowił nagrać płytę-hołd dla wymierającego gatunku.

Dzięki Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego Lewy otrzymał nagrania dźwięków wydawanych przez morświny. Rzecz jasna, sama mowa tego ssaka nie jest zbyt słyszalna dla człowieka, dlatego założyciel Naszych Nagrań trochę nad materiałem posiedział.

Z jakim efektem? Cóż, cały album Morświnem to jednośladowiec trwający trzydzieści minut. Jeden utwór będący ciągiem ambientowych pasaży o dość neutralnym wydźwięku. Muzyka medytacyjna, tantryczna, momentami schizofreniczna i jakby z głębi mrocznych wód. Taki dźwiękowy nautilus z wysokimi partiami przesterów zamiast syreny alarmowej.

NASZA OCENA: 6



 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA (ŚREDNIA)
%d bloggers like this: