WYTWÓRNIA: BDTA
WYDANE: 11 listopada 2015

 

Minimalizm. To słowo w pełni określało Les Chiffres, debiutancki album Iron Noir wydany w ubiegłym roku przez BDTA. Minęło niemalże dwadzieścia jeden miesięcy, duet się reaktywował i wrócił z nową płytą. Znowu w BDTA, specjalnie też na Biedopad, ale już tak stoicko nie jest. Cóżże, Wojtek Kucharczyk i Łukasz Dziedzic rozwinęli wątki zaczerpnięte w lutym ubiegłego roku, dodali co nie co i taki stan nie może dziwić, jeśli posłucha się tego, co Kucharczyk robi solo, co wydaje w mik.musik.!., a co Łukasz Dziedzic wyczynia jako John Lake, chociażby. 

 

Renversé, powrotna epka. Renversé, cztery utwory. Wypadkowa plemiennych, dzikich wręcz zainteresowań Kucharczyka i mrocznych odmętów VHS-owych horrorów Johna Lake’a. Z jednej strony szaleństwo, z drugiej spokój, raczej brodzenie w jakiejś olejnej kałuży w przyleśnym hangarze. Rytmika, jak to zwykle w przypadku obu producentów, na pierwszym miejscu, w oczy i uszy rzuca się już od „En Dedans”. Wojciech Kucharczyk bawi się Pro Toolsem, Łukasz Dziedzic dorzuca swoje za pomocą niezawodnych Kaoss Padów, czyli tak, jak to robił na Strange Gods. Dzikie wstawki kojarzyć się mogą z mikowym bakcylem do eksperymentów, powolne tempo zgłębia mroczne inspiracje. I choć co jakiś czas w otwieraczu pojawiają się gwałtowne zjazdy na klawiszach, to te tribalowe wręcz bębny władają atmosferą „En Dedans”. „Jeté passé” z kolei to już sztos. Muzyczna furia, której chyba nie da się okiełznać na żywo; upiorne synthy wpadają w ucho, do tego częste zmiany tematu, żywy rytm, pulsujące klawisze (ponownie), przez co sam utwór przypomina coś na miarę organicznego tworu poupychanego groteskowymi motywami zbudowanymi na prostym, ale jakże chwytliwym techno, a lekka pauza na wysokości 2:28 i kolejny wybuch nieokiełznanej kompozytorskiej radości to jeden z ciekawszych elementów Renversé. 

 

Duchem industrialu pachnie natomiast bardzo statyczny „Plié”, gdzie Iron Noir znowu zaakcentowali rytm, kosztem zresztą pozostałych udziwnień i smaczków. Nie ma syntezatorów, jest tylko bicie, bębny i preludium przed wisienką na torcie, czyli że tytułowcem. Bo „Renversé”, choć bardzo spokojne, to skrywa w sobie spory ciężar. Muzycznie, nie bójmy się, duży zwrot w stronę czy to Posh Isolation, czy niektórych nagrań artystów związanych z Sacred Bones, z Vår na czele. Tu nawet wszechobecne pogłosy kojarzą się z tym skandynawskim powiewem zimnej, styranej dobrobytem fali. Hit, zresztą jak i sama epka. 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: