Hatti Vatti w swoim nowym konceptualnym obliczu. Szumnie zapowiadany Szum bez tajemnic.


AUTOR: Hatti Vatti
TYTUŁ: Szum
WYTWÓRNIA: MOST Records
WYDANE: 24 marca 2017


Geneza. Piotra Kalińskiego większości fanom elektroniki w kraju przedstawiać nie trzeba. Ba, nie trzeba przedstawiać też miłośnikom „niezalu” w ogóle. Było w końcu gitarowe Gówno, był projekt hip hopowy HV/Noon, były drum and bassowe epki czy współpraca z Lady Katee (Katarzyna Krenc z Little White Lies w wersji elektronicznej). Z trębaczem Stefanem Wesołowskim Kaliński utworzył też Nanook of the North, projekt, którego zamysłem było stworzenie ścieżki dźwiękowej do filmu niemego. Muzycy pojechali aż na Islandię, by w studiu Ólafura Arnaldsa nagrywać, a w ciągu dnia cieszyć się z pogody w Reykjavíku. Do tego warto wspomnieć o okołopopowym Ffrancis z Misią Furtak i… solowej twórczości. Ta Piotrowi układała się na ogół korzystnie, zresztą Szum, co trzeba zaznaczyć, jest dopiero drugą długogrającą płytą producenta. Wcześniej ukazywały się mocna epka Algebra oraz Worship Nothing. Tylko dwie płyty do tej pory, a o Hatti Vatti od dawna jest głośno.

Sporo szumu narobił tegoroczny Szum. Już w materiałach prasowych wskazywano podobieństwa do Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Swoje kilka groszy dorzucił fakt współpracy z NInA i Sound and Vision z Holandii. Oba instytuty zajmują się dokumentacją nagrań audiowizualnych, istotnych dla kultury każdego z państw. Setki, tysiące terabajtów materiałów, klasyki, bajek, dokumentów, także nagrań koncertowych i radiowych. Katalogi mogą robić wrażenie, a gdy ma się możliwość korzystania z tych dobrodziejstw, można się czuć jak w niebie. Jeśli jest się producentem.

Piotr Kaliński producentem jest i tę sposobność posiadał. Co prawda, jak przyznał w rozmowie zamieszczonej w Dwutygodniku, materiał na Szum powstałby i bez współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym, bo on już zarys płyty miał, niemniej dodanie niektórych nagrań, sampli, motywów było rzeczą przydatną. Tak jak istotne dla Kalińskiego było zapoznanie się z Gwiazdą, produkcją Witolda Giersza. Tyle z genezy.

Szum, co zabrzmi krytycznie, nie skrywa w sobie nie wiadomo jak dużej dawki szumów. To materiał wypolerowany, sterylny wręcz i – uwaga – modny. Modny, bo to eleganckie melodie skrojone w IDM-ową stylistykę. Analogowe syntezatory, bitmaszyny (na żywo zastąpione perkusją), sample. sample, sample. Sekundy motywów prześlizgujące się to tu, to tam. Czasem dialogowe, czasem muzyczne. Skrawki, które towarzyszą głównej części. A w niej sporo jest inspiracji Danielem Lopatinem czy Autechre, o Aphex Twinie nie wspominając. Do tego sporo eightiesowej narracji, głównie na płaszczyźnie tego rozleniwionego rozmycia. Sennej aury otaczającej poszczególne nagrania. „Haiku” o swoim ciepłym, melancholijnym wydźwięku wyrasta na highlight albumu. Wokalny motyw dodaje utworowi lekkości, funkowy groove też swoje robi. „Math” jako utwór otwierający płytę też daje radę. To dobra zapowiedź oparta na nieregularnej, poszatkowanej rytmice i wpadających w pamięć syntezatorach. To także jedna z najlepszych pozycji Szumu, ukazująca Piotra Kalińskiego w innym niż dotychczas świetle. Algebra pobrzmiewała ambientowymi naleciałościami ubranymi w zebrane podczas zagranicznych wojaży nagrania terenowe. Rytmika, choć pojawiała się to tu, to tam, nie stanowiła tak istotnej części, jak chociażby w drum and bassowej twórczości Kalińskiego. Więcej bitów znalazło się na Worship Nothing, ale była to też bardzo popowa płyta, głównie przez dobór wokalistek, z którymi Hatti Vatti współpracował i to zjadalne brzmienie. Projekt HV/Noon to już inna para kaloszy, a Szum to uśmiechnięcie się do analogów, ciepłych melodii, inspiracji latami osiemdziesiątymi i tech-house’owego ducha.

Gdy słucha się takich utworów jak dynamiczna i nerwowa „Warszawa”, midi-hiphopowe „Hero/In” czy lounge’owy „Sei”, Szum faktycznie można traktować jak wydawnictwo mocne, ciekawe czy jedno z bardziej interesujących nie tylko w dorobku Hatti Vatti czy MOST Records, ale tegorocznej elektroniki. Gorzej, gdy popatrzy się na płytę całościowo. Wtedy tych mankamentów, głównie chodzi o zasłuchane motywy i melodie, jest więcej i więcej rzeczy może odrobinę (lub bardziej) razić. A tak to mamy album niezły, zwracający uwagę i przyciągający też uwagę. Ale niestety nie na tygodnie czy miesiące.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: