Intensywna jak maraton Hobbita, mocna jak Kapitan Ameryka i Hulk razem wzięci. Bastard Disco wydali nową płytę China Shipping, która prezentuje wszystko to, co w noise rocku i starym, dobrym emo jest dobre.

AUTOR: Bastard Disco
TYTUŁ: China Shipping
WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 3 maja 2019


Warszawa, a pewnie też i inne miasta w Polsce, ale jednak Warszawa, ma to szczęście, że „produkuje” dobre post-hardcore’owe, wynurzające się z noise rockowej i emocore’owej tradycji zespoły (The Stubs, The Black Tapes, The Spouds, Test Prints, Hanako, Evvolves, Spirits of the Air, Brooks Was Here, Guiding Lights i wielu, wielu innych wykonawców). Nie, żeby muzyczna Warszawa lat minionych dostarczała obecnym dwudziesto- i trzydziestolatkom odpowiedniego natchnienia, co to, to nie, ale warszawianie wiedzą, od kogo czerpać, kogo słuchać, na kim się wzorować. Ale naśladowanie to jedno, a faktyczne przekładanie inspiracji na własną twórczość to druga sprawa. Najważniejsze jest „czucie”. Bastard Disco w 2017 roku pokazali, że czują, rozumieją i potrafią pchnąć w życie.

Pierwsza płyta Bastard Disco, wydane przez Antenę Krzyku Warsaw Wasted Youth, była materiałem dobrym. Ba, z miejsca wywindowała zespół na wysokie pozycje rodzimego niezalu. Wiadomo, mocne riffy, dobry bas, szybka perka. Stanowczy śpiew. Tamten album nie miał słabych momentów, a jeżeli takowe były, to minimalne, chwilowe przerywniki. W międzyczasie warszawianie nagrali split z innym stołecznym składem, Guiding Lights, podkreślając formę z debiutu. I przyszedł maj, kilka dni temu, znowu nakładem Anteny Krzyku, ukazało się China Shipping. To może i mniej energiczne wydawnictwo w porównaniu do Warsaw Wasted Youth, ale dojrzalsze i mocniejsze.

Przebojowo jest już na samym starcie. „Sophia” to niemal stadionowy hit z ostrą gitarą, burzliwą perkusją i czającym się basem. No i wokal, ten to dopiero jest wzniosły, momentami patetyczny, a to odczucie pojawia się przy kilku innych kawałkach Disco Bastard na China Shipping. Bo post-hardcore w styli Fugazi, NoMeansNo czy Unwound miesza się z emo2.0 w stylu 30 Seconds to Mars. Przykładami, potwierdzeniami zamiłowania amerykańską (i poniekąd kanadyjską sceną post-h/c będzie „Time Traveller” (utwór, który pięknie się rozwija i ewoluuje ze spokojnej, opartej na basie kompozycji do czystego noise’u), „Ministry of Self-Defence” to niezłe naparzanie z solidnym krzykiem, a „Clear!” ma refren, który zapada w pamięć.

Emokawałki też dają radę. Jasne, pachnie chwilami 30STM, brzmi jak The Red Jumpsuit Apparatus czy inne Boys Like Girls, ale dobrze mieć na płycie takie nośne utwory jak „Future Crimes”, wspomniana „Sophia” czy „Shining Confidence”. Zwłaszcza ten ostatni kawałek mieni się słońcem odbijanym od wód Oceanu Spokojnego, gdy po którymś z kalifornijskich bulwarów przejeżdżają na deskorolkach nastolatki. Kalifornijski post-punk? Czemu nie, jeśli wszystko dobrze brzmi. Ale najlepsze Bastard Disco zostawili prawie na sam koniec. Albo na początek, zależy od której strony się spojrzy. Na koniec, bo „Sink or Swim” to przedostatni kawałek na liście, a na początek, bo to singiel promujący China Shipping. I najbardziej odstaje od pozostałego materiału na płycie. Spokojna ballada z harmonijnymi akordami, melodeklamacją w tle, spokojnym śpiewem, i tylko pod koniec BD podkręcają nieco atmosferę, nadając kompozycji lekkiej kakofonii. Świetne zwieńczenie dobrej płyty.

Życzyć tylko pozostaje Bastard Disco, by dalej drążyli w temacie staromodnego post-punku. Inspiracje chłopacy wybrali sobie konkretne, realizacja jest lepiej niż porządna. Zapętlam i zapętlam.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: