Szepty i Krzyki niedawno wydały swój nowy album Trzynaście stanów świadomości. Teraz Artur Szuba i Tomasz Herbrich opowiadają o płycie, rozkładając ją na Czynniki pierwsze. 

 

„PRZEJŚCIE (WEJŚCIE, WYJŚCIE)”

Artur: Utwór pojawia się na płycie w dwóch wersjach, bardziej elektroniczna otwiera ją („Wejście”), a gitarowa („Wyjście”), zamyka. Pomysł na ową pieśń podrzucił „Konserwa” (Marek Stempień) – gitarzysta, który z nami współpracował. Przyniósł na próbę utwór, który kiedyś wykonywał ze swoim ówczesnym zespołem. Ten pierwotny utwór w swoim klimacie nawiązywał do Siekiery z czasów słynnej czerwonej płyty. Tekst zaś był wyrazem smutku i tęsknoty za zmarłym ojcem „Konserwy”. Wzruszyło nas to bardzo i wzięliśmy pieśń na warsztat. Pierwotny zamysł wywróciliśmy jednak do góry nogami. Idea została, jednak zarówno aranżację, jak i tekst zrobiliśmy od podstaw.

Tomasz: Chciałem tu muzycznie i wokalnie dać z siebie, to co siedzi wewnątrz mnie. Pomysł „Konsia” tak mocno mną wstrząsnął, że chyba sami słyszycie. Można powiedzieć również, że to moje muzyczne opus magnum, zwłaszcza część pierwsza, bardziej odlatująca w kosmos elektroniki. Tutaj szczerze dziękuję Marcinowi i Irkowi za partie gitarowe, które summa summarum pojawiły się w obydwu wersjach utworu!

„ENTROPIA”

Artur: Bawiłem się naszym nowym syntezatorem i tak wpadło mi w uszy kilka dźwięków, które radośnie ułożyły się w energetycznego cyberpunka. Mój chaotyczny pomysł ogarnął Tomek, resztę dzieła dopełnili koledzy gitarzyści. Rafał zaśpiewał i już cieszyliśmy się „Entropią”. Tekst mówi o czasie, o przemijaniu, o tym, że każdy początek jest końcem, że zaczynamy umierać wkrótce po urodzinach. Bez tego cyklu jednak nie byłoby życia, nie byłoby postępu.

Na gitarze wspomógł nas tutaj Irek Knyziak, który na co dzień gra wujek Vüjek Väsyl. 

Tomasz: Aszu fajnie złożył 3 dźwięki na zwrotkę i 5 na refren. Trzeba to było obudować, i tak oto zrodził się motyw współczesnego aggrotechu okraszony cholernie zimnym basem i gitarami. Marcin, muszę przyznać, dokopał tu mocno metalowym riffem. Piona dla niego! Irek też odwalił kawał zimnej roboty!

„KAKOFONICZNY SZEPT”

Artur: Kompozycja Tomka, którą w warstwie tekstowej potraktowałem troszkę jak manifest zespołu, czyli rzecz o przeciwnościach w nas, które kumulują się w jednym wielkim łoskocie. Jednym słowem – kakofonia, ale przecież m.in. to czyni nas ludźmi.

Wokalnie wsparła nas tu Monika Kubacka (ex Eva, ex Hate Story), a zaśpiewy te nagrywaliśmy nocą w moim domu. Wesołe to były występy, sąsiedzi dali radę, a chórek uzupełniła moja rodzinka – Kasia i Maks. 

Tomasz: Tym kawałkiem miałem zacząć solowy projekt… Miał to być instrumentalny mechaniczny dubstep przeznaczony do soundtracku gry komputerowej. Zrodziło się z tego coś więcej. Utwór, muszę przyznać, powodował wiele problemów, zwłaszcza w momencie generowania pliku finalnego. Sam również miał wiele wersji. W prawie każdej wystąpiła Monika.

„NIEPRZYZWOICIE KOLOROWE”

Artur: Frywolny erotyk, tak w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Ponieważ rodząca się płyta składa się z pieśni mocno zaangażowanych klimatem lub energią, postanowiliśmy zrealizować… piosenkę, taką „zwykłą” – zwrotka, śpiewny refren, bez zbędnych komplikacji i aranżacyjnej ekwilibrystyki… Pierwsze gitarowe riffy zaproponował Tomek, potem zaprogramował elektronikę, a Rafał dodał bas i w kilkanaście minut, w naszym domowym studio, narodziły się „Nieprzyzwoicie kolorowe”.

Tomasz: W telewizji akurat Pitbull leciał. A tak poważnie, zafascynował mnie dźwięk syntezatora 8-bitowego, imitujący dźwięki z commodore64 i trackerów z tamtych czasów. No i powiem wam szczerze, brakowało nam piosenki takiej, co by ją w radiu puszczali. Tak oto zrodził się poprock okraszony szybkimi przejściami perkusji i erotycznym testem, z moim skromnym wokalem.

„PUSTOSTAN”

Artur: Pierwszy utwór, który popełniliśmy z Tomkiem Herbrichem. Powstało jego kilka wersji. Ważny utwór choćby tylko dlatego, że tak rozpoczęliśmy kilka lat temu naszą współpracę. Tomek zremiksował jedną z piosenek z płyty mojego ówczesnego zespołu iNNi, sam działał wtedy w industrialnej formacji Projekt LR. Wkrótce postanowiliśmy działać razem, co w 2013 roku zaowocowało wspólną płytą obu grup pt. Szepty i Krzyki. Tak narodził się nasz obecny zespół. 

„Pustostan” w założeniu miał być lekką, taneczną piosenką, coś w klimacie „I feel you” Schillera, jednak śpiewać miała to dziewczyna. Ostatecznie został mój wokal. Tekst to takie SOS wysyłane z pustego domu przez kogoś samotnego, czyli odwieczne poszukiwanie bliskiego nam człowieka, miłości, ciepła…

Tomasz: Dawno, dawno temu, gdy istniał jeszcze Projekt LR, chciałem z Aszem stworzyć coś lekkiego, tanecznego, taki projekt na zabawy, a jednak okraszony odpowiednią dawką mroku. Tak oto z syntetycznego basu, stopy i dużej dawki nowego Skinny Puppy zrodził się „Pustostan”.

„ANIELE MÓJ”

Artur: Efekt mojego gmerania przy gitarze, ale jako że nie jestem wybitnym instrumentalistą, na język muzyki przełożył to Tomasz. Klimat doskonale wyczuł i wypełnił basem Rafał. Piosenka napisana z myślą, że zaśpiewa ją wokalistka. Zaprosiliśmy do tego utalentowaną rzeszowiankę Barbarę „Babsi” Mikulską. Zaczarowała nas. Spodobało nam się tak bardzo, że nawiązaliśmy z nią bliższą współpracę i Babsi uświetniła wokalnie również inne nasze piosenki. Z pewnością powstaną następne.

Piosenka opowiada o tym, że mimo, uroczego skądinąd uczucia, jakim jest miłość i wspólne trwanie, to każde z nas jest jednak jednostką autonomiczną i zachowując swe jak najlepsze altruistyczne cechy, powinniśmy też myśleć o sobie.

Tomasz: Lekko nie było, przy kolejnym renderowaniu utworu modliliśmy się do wszystkich bóstw o to, by się komputer nie wywalił. Artur skołował ciekawy układ akordów. Rozłożyłem to na dźwięki pierwsze i palcowanie (pierwsza wersja utworu). Moi drodzy, pierwotnie miał to być drum’n’bass, a zrobiliśmy z tego mega elektroniczne ethno. W tym momencie dziękuję twórcom syntezatora sampli Alchemy za mega skrzypce!

„ZA SZYBĄ”

Artur: Utwór narodził się w naszym domowym studiu. Rafał zarzucił basowy pochód, a każdy z nas generował do tego eksperymentalnie własne dźwięki. Nagrywaliśmy to oczywiście. Zebrał to wszystko i uporządkował Tomek i tak oto właśnie powstała pierwsza wersja „Za szybą”. Udzieliłem się nawet instrumentalnie… wywijając czule kijem deszczowym. Gościnnie zagrał tu na perkusji Marek Radzymiński (Zielone Ludki).

Piosenka o wyobcowaniu, o znieczulicy. Świat, ludzie, my sami, zza deszczowego okna czy też przez załzawione oczy obserwowani. Piosenka o tym, że w końcu sami się tej niewrażliwości rozmywamy, topimy się, przepadamy.

Tomasz: Ten utwór ma podobna historię jak i „Zima”. Zamknęliśmy się w 4 chłopa w pokoju 2,5 na 2,5m z instrumentarium i po prostu zaczęliśmy grać. Zrodziła się magia transu. Wokalnie z Aszem chcieliśmy jeszcze bardziej to wzbogacić. Marcin odwrócił gitarami ów utwór o 180 stopni, ale kurcze cwaniakowi udało się klimat zachować!

„NO IDŹ!”

Artur: Tomkowa kompozycja. Zabawa formą itp., itd. Tekstowo, troszkę takie zawołanie z barykady albo „Marszu Niepodległości”, a poważniej rzecz ujmując, pieśń o tym, żeby w życie ruszać dziarskim krokiem, ale nikogo przy tym nie wdeptywać w ziemię, nie krzywdzić, nie odwracać wzroku, kiedy w tym naszym maszerowaniu dzieje się coś złego.

Tomasz: Mówiłem Wam już, że lubię dubstep, breakstep i drum’n’bass? Nie? To posłuchajcie!

„ZIMA”

Artur: Piosenka, która swój prapoczątek miała w głowie Rafała. O ile muzycznie świetnie nam się kompozycja rozkręcała, to jakoś opornie nam szły wokale. Na szczęście w nasz świat zawitała wspomniana już „Babsi” i doskonale się wkomponowała w nastrój utworu. „Zima” kojarzy mi się też z radosną wyprawą do Działdowa, gdzie rezyduje zespół Zielone Ludki, którego perkusista Marek Radzymiński wsparł nas rytmicznie. Złociste trunki, ziołoteka, nocne spacery, przeboje Aldony Orłowskiej… Cóż, wszyscy zyskaliśmy po punktów parę do boskości.

Natomiast sama piosenka nie jest taka radosna jak jej powstawanie, mówi wypalaniu się uczuć. Nie ma miłości, nadciąga zima… i „nie wiesz nic, Johnie Snow” – chciałoby się rzec…

Tomasz: Ten utwór też mogę podciągnąć pod najbardziej mój z tej płyty. Elektronika gra tu ogromną rolę, jednocześnie zrównoważona jest gitarami. Wokal Babsi też robi robotę, bo złamała nam mocno harmonię, przez co motywy są jeszcze bardziej intrygujące. 

„TU I TERAZ”

Artur: Pomysł Rafała, którym na dobre przypieczętowaliśmy nasze twórcze działanie. Od tej piosenki współpracę z nami nawiązał też Marcin Mentel (ex Closterkeller, ex Lorien). Oczarował nas swoimi gitarami. Wyrzuciliśmy większość tego, co już mieliśmy zrobione i Marcin nagrywał gitarowe partie od początku.

Tekst mówi o tym, że każdy z nas, w zależności od okoliczności, może stać się kimś okrutnie złym albo niewyobrażalnie dobrym. Z pewnością wszystkich nas łączy jedno, pragnienie bycia kochanym i szczęśliwie kochać. Wszyscy jesteśmy MIŁOŚCIĄ.

Tomasz: Co ja w tym utworze robiłem? Ano dodałem delikatnie elektronikę, by nie był taki „odstający” od płyty. Warto wspomnieć, że jest to jeden jedyny utwór, w którym słychać nas wszystkich wokalnie!

„CISZA”

Artur: To wyrecytowany wiersz, który jest jakby przedłużeniem utworu „Tu i Teraz” i który zamyka główną część płyty, a mówi o krańcu drogi, mecie, śmierci…

Tomasz: Wyciągnięcie cody z „Tu i Teraz”. Jednak wiersz na megafonie robi robotę.

„BIAŁA CHORĄGIEWKA”

Artur: To oczywiście piosenka z repertuaru 1984. Pierwsze nagranie, które wyprodukowaliśmy z Rafałem. Rozstaliśmy się właśnie z Tomkiem z połową pierwszego składu, czyli Romanem Szymańskim i Martyną Żytą, i rozpoczęliśmy kompletowanie nowej ekipy. Mam słabość do tej piosenki od zawsze. To taki nasz ukłon w stronę rodzimej zimnej i nowej fali lat 80. XX wieku. Wszak w niej tkwią moje korzenie. 

Tomasz: Pierwszy cover, powstał jeszcze za starego składu. Wszystkie wersje mi się podobały, lecz jednak ta ostatnia, dopełniona o zwiększona ilość elektroniki jakoś zagrała na mych emocjach bardziej. Był to również utwór, w którym sprawdzaliśmy umiejętności naszego wtedy nowego basisty, czyli Rafała. Downtempo z niepokojącą harmonią i również gościnnym Irkiem na intro.

„JA MYŚLĘ”

Artur: Kolejny cover, tym razem z repertuaru Made in Poland. Lubię te nasze wycieczki w przeszłość polskiego alternatywnego grania. W tym przypadku odważyliśmy mocno zmienić pierwotny klimat tej piosenki. Dla jednych profanacja, dla drugich twórcze podejście do tematu. Zapewne nie jest to nasza ostatnia reinterpretacja cudzego utworu.

Tomasz: Wyobraźcie sobie przepisanie megasmutnego utworu na coś, co pobudzi bardziej do tańca niż do samobójstwa. Z całym szacunkiem do Made in Poland, chciałem wycisnąć z utworu ostatnie soki, zachowując jednocześnie oryginalny układ akordów. Tak oto powstała mocno elektroniczna, trochę dyskotekowa, wręcz EDM-owa wersja owego kawałka. Wystarczy zobaczyć, jak ludzie na koncertach nań reagują. 

***

WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 26 września 2015

 
%d bloggers like this: