Jarosław Nyckowski ze składu Jarocy opowiada o swojej nowej płycie Divided. Miesiące pracy i wyrzeczeń, dziesiątki prób i godzin spędzonych w studiu i oto jest. A wszystko w czynnikach pierwszych.

DIVIDED”

Kawałek, od którego wziął się tytuł płyty. Opowiada o tym, jak ludzie dają sobą manipulować poprzez  media i zaczepki polityków, skacząc sobie nawzajem do gardeł – mimo że są tak naprawdę po tej samej stronie barykady. W tym samym czasie „na górze” czerpie się z nas coraz większe korzyści materialne, dzieląc społeczeństwo i rozsiewając kolejne kłamstwa. Teledysk świetnie dopełnia warstwę tekstową – clown to metafora polityka. Muzycznie dzieje się tu sporo – mamy ciekawe akordy, mocne bębny i dużo gitarowej jazdy. Pierwsza część solówki inspirowana jest dokonaniami Marka Knopflera – myślę, że to ciekawe, bo rzadko gra się palcami w metalu! Jest nawet krótkie solo na basie! Tak – nie traktujemy tego instrumentu po macoszemu!

„DEACON OF DEATH”

Numer będący zlepkiem kompozycyjnym – fuzja pomysłów moich i Bolka (Łukasz Tomczaka – perkusisty). Jest naprawdę mocno, pędzimy na złamanie karku przez znaczną część utworu, nie rezygnując z melodyjności. Mamy po drodze bardzo dużo różnych klimatów, włączając w to orientalne melodie (jeśli kogoś to interesuje – zbudowane m.in. na skali frygijskiej dominantowej), rytmiczne połamańce, a nawet wyraźnie wesoły, durowy fragment przed i na solówce. Na koniec wracamy do muzycznego strzału między oczy. Tekst? Odpowiedni do metalu (śmiech) Opowiada o diakonie, który spełniał swoje powołanie i pomagał w szpitalu… niestety wstrzykiwał pacjentom powietrze w żyły, uśmiercając ich. Ups!   

„LIGHT IN THE DARK”

No i przechodzimy do najbardziej ckliwego i może nawet trochę przebojowego utworu, zwłaszcza na refrenach (w których skorzystałem ze swoich wątpliwych umiejętności wokalnych). Grzesiu zarzucił słodko-gorzkie tematy miłosne w tekście – takie w stylu Killswitch Engage, a ja zająłem się kompozycją i aranżacją. Są zmiany tempa, groove’owe riffy na 7-strunowych gitarach oraz chwytające za serce solo z gładkimi melodiami i chwilą sprintu na gryfie. Warto wspomnieć o klipie, którego część fabularną w całości wymyślił i zrealizował Łukasz Klat – mój człowiek od kręcenia i montowania. Przy okazji pomogliśmy potrzebującemu, także wyszło wiele pieczeni przy jednym ogniu.

„THE REIGN OF CHAOS”

Kilka oddechów w „Light In The Dark” i znów wciskamy pedał gazu oraz wracamy do tematów politycznych. To jeden z numerów, który bez odpowiedniej formy jest praktycznie niemożliwy do zagrania. Na szczęście chwila wytchnienia przychodzi w refrenach i breakdownie. Grzesiek bardzo fajnie przemyca tu elementy melodyjnego wokalu do screamu, powodując, że da się coś zanucić – widziałem wiele przypadków, gdzie refren naprawdę wtłaczał się komuś do głowy i nie chciał wyjść. Nieco starszym miłośnikom gier wideo chcemy tylko powiedzieć, że tytuł nie piosenki nie ma nic wspólnego z podtytułem Warcraft III (śmiech)

„BULLETS TEARING THE SKY”

Kawałek napisany w dziewięćdziesięciu procentach już w 2012 roku – teraz ma okazję ujrzeć światło dzienne. Tekst ściśle powiązany z amerykańska kulturą – strzelanina w szkole. Muzycznie? Dość kompleksowo – najpierw intensywnie, środkowa część bardziej groove’owa i wolniejsza, a potem znowu jazda. Mamy tu jedną z najbardziej wymagających partii solowych na płycie. Ogólnie dzieje się sporo. Zapraszam do odsłuchu.

„ORDER WE’LL BE FIGHTING FOR”

Utwór, który okazał się totalnym zaskoczeniem. Wygrzebałem kilka starych (2009-2010) motywów perkusisty, zapisanych w Guitar Pro, kurzących się od lat na dysku i stwierdziłem, że są super. Następnie usiadłem z nim i zaczęliśmy aranżować. Prawdę mówiąc, obawiałem się przed wejściem do studia, że wyszedł nam taki trochę „ulep”. Teraz to, paradoksalnie, jeden z moich ulubionych kawałków na płycie – efekt finalny po wgraniu wokali przerósł moje oczekiwania! Za punkt honoru postawiłem sobie napisanie sensownej solówki pod wielokrotnie zmieniającą się tonację. Nie było łatwo, ale chyba się udało! Cały numer jest nieco spokojniejszy i ma specyficzną melodykę. Jak zwykle – można wiele pisać, ale najlepiej posłuchać. Ponoć pisanie/mówienie o muzyce to trochę jak tańczenie o architekturze.

„THE WAR IS COMING”

Chwytliwy połamaniec – tak bym określił refren, w którym mamy do czynienia z kilkoma taktami w metrum 4/4 i nagle jeden w 5/4, który miesza słuchaczowi w głowie, jednocześnie powodując, że ciężko o nim zapomnieć. Zwrotka w 3/4. Chyba ciężko będzie się tu bujać na koncertach! Zdecydowanie lepiej sprawdzi się do tego część środkowa. Warto wspomnieć o gościnnej solówce jednego z najlepszych gitarzystów młodego pokolenia z Macedonii – przed wami Pellumb Qerimi, chłopak cieszący się międzynarodową, gitarową sławą. To zaszczyt, że zgodził się zagrać na naszej płycie! Bolo świetnie połamał dodatkowo kilka części refrenu – przyznam, że musiałem to przez chwilę przemyśleć i się osłuchać, aby nie wypadać z rytmu!

„FEAR TO BE ALIVE”

Utwór, który w wersji roboczej nazywał się „nony” i został napisany w wyniku mojej miłości właśnie do interwału nony. Mamy tu mocny rytm i ciekawe (a także nieco karkołomne do zagrania) akordy, i choć forma utworu jest stosunkowo prosta, wydaje mi się, że jest tu wszystko, co być powinno. Tekst opowiada o stanach lękowych z pespektywy podmiotu lirycznego. Idealnie soundtrack do popełnienia samobójstwa! (to ŻART – nie próbujcie tego w domu, ani nigdzie indziej!).

„THIS IS THE END”

Czy wyobrażacie sobie połączenie Czterech Pór Roku Vivaldiego i bandu Trivium z okresu płyty Shogun? Nie? Zapraszam do odsłuchu – czeka na was wiele ciekawych patentów muzycznych i zabiegów aranżacyjnych. Warstwę tekstową odczytuję tu jako „ostro o przemijaniu”, ale pewnie trzeba byłoby spytać wokalisty jak on to widzi. Na szczęście każdy może sobie zinterpretować tekst jak mu się tylko podoba! Jankes (basista) robi tu fajną robotę – grając krótkie solo (co ciekawe, napisane przez perkusistę) oraz strzelając slapem połamany motyw przed zwolnieniem!

THE WORLD IS MINE (MANIC)”

Kawałek – spontan! Miałem 3 wymyślone motywy i NIC więcej. Perkusista zagrał do tych trzech motywów na kilka sposobów (ostatkiem sił pod koniec sesji w studiu), a potem ja z tego kleiłem docelową formę, wymyślając i nagrywając bez wcześniejszego przygotowania partię basu. Bardzo prosty, rytmiczny refren sprawdził się świetnie. Po wszystkich zabiegach efekt finalny dostępny jest dla was do odsłuchu. Znam osoby, które wskazały ten numer jako jeden z ulubionych na całym albumie. Jak widać nie ma jednej recepty, czasem i z takiego eksperymentu wyjdzie coś interesującego. 

%d bloggers like this: