Tym razem Czynniki pierwsze w dość nietypowej formie. Marcin Pryt, serce 19 Wiosen, opowiada o Cinema Natura, rozmieszczając płytę w czternastu specjalnych salach kinowych. 

19 Wiosen Cinema Natura (wydana 4 grudnia 2014 przez Antenę Krzyku) powstawała w sumie cztery lata. Zamierzaliśmy stworzyć odpowiednik muzyczny kina multipleksowego, każda piosenka miała być inna gatunkowo, tematycznie, zupełnie inaczej wyprodukowana, do każdej miał być nakręcony teledysk przez innego reżysera. 

Proza życia i mały budżet spowodowały, że oprócz zmniejszonej liczby producentów – ostatecznie większość wyprodukował nasz basista Bartosz Adamiak, kilka piosenek opracował Paweł Cieślak, a jedną zrobił Kamil Łazikowski – uda nam się nakręcić klipy tylko do dwóch piosenek. Jedną, „Solaris Urbino”, kończy właśnie Krzysztof Ostrowski, drugą – „Humanocyd” – wziął na swój plan Dominik Figiel.  

Reszta konceptu raczej już bezpowrotnie zaczyna przechodzić do świata alternatywnego, w którym w aglomeracyjnym ciągu pod nazwą Neo-Lodz istnieje na południowo-wschodnim krańcu multiplex „Dziewiętnaście Wiosen” , gdzie jednocześnie odbywają się projekcje kilkunastu filmów. Dziękując za zaproszenie od portalu „FYH”, zamienię się więc na moment w przedstawiciela handlowego naszego kina i zapowiem dzisiejsze seanse:

***

W Sali 1 zaraz rozpocznie się „Nihil sub”. To dramat kostiumowy opowiadający o nieugiętości i jednocześnie dramacie Giordano Bruno, o świecie, gdzie za filozoficzne poglądy można było przypłacić życiem, a dylemat: jak daleko można pójść ze swoimi poglądami i czy kres wyznacza stos, jest główną osią fabuły, tego pełnego kolorów i różnych innych dźwiękowych ferii obrazu. 

W Sali 2 w tym czasie obejrzeć można również film historyczny „Model i wykres”, narratorem jednak jest współczesny pracownik trzyzmianowy, który nagle dostrzega, że „wszystko jest nie tak”. 

Co ciekawe, w Sali 3 odbywa się w tym samym momencie seans „Pulsacji i pompowań”, filmu młodzieżowego z gatunku kwasa i krechy, którego niektóre fragmenty rozgrywają się we współczesnej Łodzi (to liczące około 700 tysięcy mieszkańców miasto w centrum Polski, w Europie Wschodniej), wśród przygód pomiędzy cementem i betonem. Główny protagonista zamierza jednak porzucić swój nałóg i przedrzeć się na drugą stronę rzeczywistości, ma jednak pecha, przemiana następuje w świeżo powstałym Parku Ocalałych, co powoduje kolejne turbulencje umysłowe i niemożliwość transgresji. 

Miłośników kina akcji i kung-fu na pewno ucieszy projekcja w Sali 4, tam w „National Geographic” znajdziecie wszystko: poniżenie, schizofrenię, rasizm, ksenofobię, nienawiść, seks i wartości rodzinne, a  rzecz dzieje się w wielu miejscowościach na całym świecie, na pewno nie będziecie żałować wydanych pieniędzy. 

Kino polityczne, dokument zaangażowany – to zawsze prezentujemy w kameralnej Sali nr 5, tym razem w „Cudownej maszynie” zainspirowanej książką pod tym samym tytułem Luciano Sterpellone o budowie ludzkiego ciała dla najmłodszych. Autor dokumentu stara się uświadomić widzom, że są również pewnego rodzaju cudami i, póki trwa akcja, można to wykorzystać nie tylko dla siebie. 

Jeśli nie lubicie zbyt łopatologicznego i zaangażowanego kina, to w „Mordercy Myśli” otrzymacie iście langowsko-fassbinderowskie spiętrzenie emocji i takie zniuansowanie postaci oraz spolaryzowanie wątków, że niewyjaśnione do końca zakończenie spokojnie zagwarantuje wam, wstrzymując jednocześnie oddech, odetchnięcie,  pod warunkiem, że znajdziecie się jakimś cudem w sali numer 6. 

„Lakrymafaktura” to hit, zawsze mamy pełną salę numer 7. Historia tak uniwersalna, że rozumieją ją i młodsi, i starsi widzowie. W skrócie, by nie zdradzać zakończenia: chodzi o porażkę na wszystkich frontach. Czy można się z tego podnieść? Ilość osób (które rozpoznaję z widzenia) kupujących ponownie bilety nastraja raczej optymistycznie. 

Ciekawym nawiązaniem do klasyki Ferreriego i jednocześnie współczesnego kina multimedialnego jest „Restauracja Europa” – dość ciężki i niezbyt wesoły temat, podany w tak zadziwiająco lekkiej formie powoduje zwykle prośby o powtórzenie projekcji w ramach tego samego biletu, żeby więc nie przenosić taśm, zawsze ustawiamy ten film w Sali numer 8.

Najdroższe bilety mamy na Salę 9. Tam, gdzie ustawiamy projekcję „9 D” – filmu, który atakuje bezpośrednio dziewięć zmysłów widza. Wielość wątków, ścieżek i rozbity na wielokrotności liczby dziewięć dźwięk sprawia, że często martwimy się o wychodzących z Sali, którzy zdają się zamieniać w przezroczystych ludzi, zamierzających nagle udać się jednocześnie w dziewięciu kierunkach.

Zdarza nam się niektórych z nich wyłapywać i oferować gratis seans w Sali 10. Jeszcze nikt nie wyszedł z „Humanocyda” załamany psychicznie. Pełen pozytywnego przesłania film science-fiction, nawiązujący do takich klasycznych już dzisiaj pozycji jak „Day Of Triffids” czy „Things To Come”, zdaje się mieć niesłabnące powodzenie.

W Sali 11 mamy zawsze kino dla ludzi nieco opóźnionych w rozumieniu, że przemoc wobec słabszych kończy się zawsze tak samo, stąd stała obecność w repertuarze „Uspokój go”, zamiarem twórców było wysłanie podprogowego sygnału ostrzegawczego. Niestety statystyki najbliższej multipleksowi komendy policji nie potwierdzają naszego chłodnego optymizmu.

Inna sprawa, że na ten tytuł walą tłumy, dzięki czemu możemy grać dla paru dosłownie osób w Sali numer 12 skromną historię o bezdomnym miłośniku Stanisława Lema, który umiera w autobusie. „Solaris Urbino” był nominowany w tym roku do nagrody głównej filmów poświęconych środkom lokomocji festiwalu w Togliatti, niestety jury spodobała się jak zwykle jakaś kolejna historyjka o transporterach opancerzonych na rubieżach bezkresnego Imperium. 

Nie zapamiętałem tytułu, ponieważ myślą wybiegłem już otwierać wam drzwi do sali numer 13; tam bowiem obejrzycie ciekawy i pełen zaskakujących zwrotów akcji film biograficzny pod  tytułem „Last minute”, a w roli drugoplanowej występuje przecież samolot ponaddźwiękowy najnowszej generacji z 2061 roku. 

Ostatni seans rozgrywa się w małej salce numer 14, tam puszczamy z obowiązku wynikającego z kontraktu film reklamujący cały kompleks naszego multipleksu. Nakręciliśmy go sami, na szrocie e-odpadów nieopodal Akry w Ghanie. Tak naprawdę bowiem, głęboko wewnątrz, jesteśmy małymi czarnymi chłopcami oczekującymi na przecięcie się smug kondensacyjnych dwóch odrzutowców z jakiegoś innego lepszego świata.

Dziękuję i zapraszam do naszego dźwiękowego uniwersum, jest kilkanaście płyt do wyboru.

***

WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 4 grudnia 2014
WIĘCEJ O: 19 WIOSEN
INFORMACJE O ALBUMIE

%d bloggers like this: