Minął tydzień od pierwszej edycji Instytut Festivalu, a my nadal nie odespaliśmy zeszłego weekendu i gdzieś tam ciągle z tyłu głowy słychać techniczny, regularny beat.

Przede wszystkim festiwal ten wygrywa miejscówką. Ciężko o drugą tak klimatyczną i zarazem historyczną, jaką jest Twierdza Modlin. Mimo słabej jak na to lato pogody, ludzie dopisali. Stanowczo pierwszy dzień, jeśli chodzi o frekwencję, był lepszy – prawdopodobnie dzięki temu, że grali tego dnia Nina Kraviz, Dax J oraz Marcel Dettman.

Co do organizacji, jest parę minusów, takich jak np. brak oświetlenia w miejscach, gdzie były skarpy – dojście do namiotu – sceny RAVE. Skarpa ta była dość śliska, nawet przed deszczem, tym samym niektórzy o mało nie połamali sobie nóg. Tak samo średnio fortunna była nawierzchnia pod sceną MAIN – pokruszony beton nie sprzyjał „techno-pląsom”.  Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że jest to pierwszy tak duży event Instytutu. Wystarczy przypomnieć sobie początki innych polskich festiwali typu Audioriver albo Opener, gdzie tych niedociągnięć było znacznie więcej. Dlatego to są tylko szczegóły, które zapewne w przyszłości zostaną szybko poprawione.

>>ZOBACZ FOTORELACJĘ Z PIERWSZEGO DNIA

>>ZOBACZ FOTORELACJĘ Z DRUGIEGO DNIA FESTIWALU

Ale plusów było znacznie więcej. To, że poza wszechobecnym na festiwalach piwem, festiwalowicze mogli odwiedzić świetnie przygotowaną Strefę Jelenia zorganizowaną przez jakże popularnego ostatnimi czasy Jagemeistera . Urozmaicona strefa gastro zdecydowanie wypadła na plus. Od typowych burgerów i frytek po wegetariańskie dania z hummusem i falafel na czele. Świetna była także strefa chillu, którą o dziwo zorganizowało raczej nie kojarzące się z muzyką techno MTV. Genialna instalacja z trytytek i dużo dziwnych zakamarków w zabudowaniach Twierdzy pozwalały się na chwilę gdzieś zgubić w ciepłym miejscu, bo pogoda na zewnątrz była w ten weekend niezbyt zachęcająca.

Fajnie że Instytut podąża za zachodnimi ekotrendami, wprowadzając kubki wielokrotnego użytku. Znacząco zmniejsza to ogrom pobojowiska, które można zastać nad ranem po większości polskich festiwali. Wydaje się, że z edycji na edycję ludzie będą do tego bardziej świadomie podchodzić i w tej kwestii będzie coraz lepiej. Jednakże mimo spadku temperatury oraz deszczu trzy sceny sukcesywnie podgrzewały atmosferę przez całe dwa dni.

No i właśnie muzyka była tu najważniejsza. Każdy fan technicznego grania, który przetańczył dwie noce i jeden dzień, mógł się poczuć w pełni zaspokojony muzycznie. Różnorodność odcieni muzyki techno zagwarantowała trafienie w serce każdego z nas.

Z racji, że jest to nasza subiektywna ocena festiwalu i muzyki, która się na nim wydarzyła, niekoniecznie nasze opinie pokryją się z waszymi. Czytając wasze komentarze pod naszymi postami, zdania są dość podzielone. Zwłaszcza co do występu Niny Kraviz. Część osób strasznie ją zjechała – że nie gra, że tylko tańczy i szczerzy się do widowni, część była zachwycona. Za to wielokrotnie powtarzaliście że Kobosil, Speedy J i RAVE STAGE wygrały Instytut. Mamy wrażenie, że namiot stanie się młodszym bratem audioriverowego, legendarnego juz Circusa.

Nina nie odkryła Ameryki, nie zagrała też setu życia. Było OK., ale bez fajerwerków. Za to najlepsi okazali się Abstract Division – zagrali tak, aż namiot RAVE cały tonął w kurzu.

Bardzo cieszy nas fakt że scena elektroniczna w Polsce tak dynamicznie się rozwija. Reaktywacja imprez pod szyldem Instytutu Energetyki w podwarszawskich Morach ściąga co edycję tłumy fanów. Super, że organizatorzy idą za ciosem i stawiają poprzeczkę coraz wyżej. Insytut Festival to impreza zorganizowana z rozmachem, na naprawdę wysokim poziomie. Świetna lokalizacja z niesamowitym potencjałem dobrze wróży kolejnym edycjom festiwalu. Naszym zdaniem przy kolejnych edycjach, warto by się było zastanowić nad dodatkową sceną z nieco lżejszymi rytmami, tak aby w przerwie od prawdziwego mocnego uderzenia, można było trochę zwolnić.

%d bloggers like this: