Parszywa dwunastka to dwanaście ulubionych utworów wybranych przez naszego gościa. W czwartej odsłonie cyklu o piosenkach opowiada Marcin Pryt z 19 wiosen, TRYP, 11 czy Niebieskich i Kutmana.

A okazja, by Marcin Pryt opowiedział o swojej ulubionej dwunastce jest nie byle jaka, bo właśnie ukazała się druga płyta jego formacji TRYP. Trypolis. Album został wydany wczoraj przez Requiem Records, a przypomnijmy, że w TRYP-ie za teksy odpowiada właśnie Marcin Pryt.

To też jego głos słyszeliście na wydanej w 2010 roku płycie Kochanówka traktującej o o szpitalu psychiatrycznym w Łodzi, gdzie w czasie drugiej wojny światowej Niemcy mordowali osoby niepełnosprawne i chore psychiczne.

Trypolis już jest w sprzedaży w sklepie Requiem Records (internetowym i stacjonarnym!), a my z wypiekami na twarzy sprawdzamy, co Marcin Pryt powiedział nam o swoich ulubionych utworach.

***

Oczywiście to jest jedna dwunastka ze stu jedenastu innych jedenastek, które mnie uratowały przez ostatnie cztery dwunastki życia.

The Stooges –  „TV Eye” z Fun House, 1970

Najczęściej słuchana płyta obok może Man Machine Kraftwerk czy jedynki Ramones, ale za każdym razem wracam do pierwotnej emocji, jakbym jej słuchał po raz pierwszy. Potem, jak pojawia się pauza w „TV Eye”, to już nie wiem, jak się nazywam i dostaję szału.

Nina Simone – „Sinnerman” z Tell Me More, 1965

Nina Simone ma w głosie i w postawie to coś, że za każdym razem chce się zacząć walkę z nędzną rzeczywistością od nowa. Kiedyś jako DJ Ciołkowski udało mi się zagrać „Sinnerman” z tej płyty na całe łódzkie podwórko, nie wiem czy ktoś oprócz mnie został jeszcze na trotuarze, ale ja wpadłem w coś w rodzaju transu i zapomniałem zmienić płytę, więc puściłem ją jeszcze raz…i potem jeszcze raz….

Po Prostu – „Buty na wysokim obcasie” z V/A Gdynia, 1987

Po Prostu to genialny polski zespół z niesamowitym Szczepanem Szpradą, frontmanem i autorem cudownych tekstów. Ich cała aura urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Zespół wciąż koncertuje i po 32 latach od debiutu nie rezygnuje ze swojego majestatu.

Ornette Coleman – „Free Jazz”, 1961

Podwójny kwartet. O co chodzi?! Dopiero po śmierci O. Colemana tak naprawdę to zrozumiałem, dziś za każdym razem, kiedy to włączam, nie mogę opanować wzruszenia.

Obok „Ascension” Coltrane’a  to jest ta planeta, gdzie chciałbym się przenieść.

John Coltrane – „Sun Ship” z “Sun Ship”, nagrane 1965/wydane 1971

…żeby móc się dostać na tę planetę, potrzebuję jednak słonecznego statku prowadzonego przez Johna Coltrane’a. Włączam pierwsze 6 minut i biegnąc w stronę kosmodromu, wiem, że resztę mogę zostawić za sobą.

Clock DVA – „Voice Recognition Test” z Sign, 1993

Clock DVA jestem wdzięczny za wszystko: za ciągłe szukanie i odkrywanie. I nieustanne transformacje i nowe idee oraz formy. Tutaj sample z „Odysei kosmicznej 2010” ( sequelu tej kubrickowskiej) i potem ten bas i beat, których słuchałem w różnych stanach i natężeniach głośności, zawsze pod koniec doprowadzały mnie bezpośrednio pod sam Monolit.

Vivenza – „Transfiguration Aerofuturiste” z Aerobruitisme Dynamique, 1994

Ta płyta jest czymś w całości niesłychanym, jeśli można napisać w ten sposób o nagraniu audio. Zmiksowane odgłosy wydobywane z samolotów NATO tworzą blisko godzinną epopeję materializującą idee aerofuturystów z pierwszej połowy XX wieku. Po pierwszym przesłuchaniu tej płyty stałem się zupełnie innym człowiekiem, wydawało mi się, że zostawiam za sobą smugi kondensacyjne i jestem zrośnięty z niewykrywalnymi dla radarów aerodynamicznymi skrzydłami F-117A.

Frank Tovey & The Pyros – „Liberty Tree” z Grand Union, 1991

FAD GADGET, czyli Frank Tovey, to dla mnie podstawa, ale poznałem bardzo późno. Kiedy już wypłynąłem na ten ocean, to już nie mogłem stamtąd wrócić. Ten utwór ma piękne wideo kręcone na obrzeżach Londynu i jeszcze występuję w nim koń i wieżowiec, a pochodzi z okresu mniej akceptowanego przez zatwardziałych fanów electro fadgadgetowskiego. Tutaj tradycyjne wręcz folkowe instrumentarium, ale dla mnie to jednak przejaw olbrzymiej odwagi artystycznej i wolności. Umieć tak diametralnie zmienić styl i zaczynać od zera, np. w londyńskich pubach.

Nico – „Tananore” z Camera Obscura, 1985

Nico od Chelsea Girl przez Velvet Underground i wszystkie inne płyty słuchałem zawsze z przejęciem i skupiony na jej głosie i instrumencie, czyli fisharmonii. Przez wiele lat znałem jej kilka zdjęć z okładek płyt czy wycinanych ze starych muzycznych magazynów lub kserowanych od kolegów. Dzięki internetowi zobaczyłem ją na tysiącach fotografii od wczesnych lat, kiedy była piękną modelką, po te przedśmiertne. Ale zawsze widzę ją taką jak z okładki Camera Obscura.

Charlie Parker – „Groovin High”, 1947

Pierwsza jazzowa miłość. Koncertowe nagranie z polskiej płyty, słuchałem od małego. Chciałem być czarnym saksofonistą, udawałem, że gram na kciuku. Potem pod zacinającą się już płytę nagrywałem pierwsze swoje twory tekstowe, jeszcze na szpuli taśmy dużego magnetofonu. W hołdzie dla jego geniuszu noszę czarne szelki.

Alan Vega – „Prayer” z It, 2017

Pośmiertna płyta – genialna – powstała z pomocą partnerki Liz Lamere i syna Dante Vegi.

Bezkompromisowa, wzniosła, prosta, mocna i inspirująca a „Prayer” to moja modlitwa już chyba do własnego odejścia.

 

%d bloggers like this: