Środa, więc czas na Improwizowany środek tygodnia po raz drugi. W drugim epizodzie piszemy o Split Here, który nagrali Piotr Mełech i Wojtek Kurek.

AUTOR: Piotr Mełech / Wojciech Kurek
TYTUŁ: Split Here
WYTWÓRNIA: Antenna Non Grata
WYDANE: 25 listopada 2019


Pięćdziesiąt minut improwizacji najwyższych lotów. Odpowiadający za klarnety Piotr Mełech i perkusista Wojciech Kurek wypełniają Split Here mocnym, gęstym free improv z elementami jazzowej tradycji (tutaj głównie ukłon w stronę Mełecha) i slo-mo w niektórych momentach przerywających tę chaotyczną, prędką grę.

„Loan smell” ma w sobie wszystkie wspomniane elementy. Najpierw delikatna, skryta solówka perkusji w intrze, następnie unoszący się spokojnie na wietrze klarnet wygrywający niespieszne melodie, zahaczające gdzieś tam o amerykańską, tradycyjną scenę jazzu. Jest w tych partiach Mełecha duch cool jazzu w najlepszym wydaniu. Wojciech Kurek wchodzi w dialog z dęciakiem, ale raczej w formie luźnej wymiany zdań niż poważnej, głębokiej rozmowy. Do tego jeszcze dojdzie w dalszej części Split Here, ale końcówka „Loan smell”, gdzie Mełech klarnetem lekko sobie schodzi jak po schodkach, jest rewelacyjna.

Ileż w tej muzyce, gdy nie idzie w masywne free jazzowe rejony, melancholii i spokoju! Jak chociażby w początkowej fazie Strip drift, opartej na długich partiach klarnetu, który oscyluje wokół bluesa. To czas, gdy perkusja Kurka zamiera, zostaje tylko tu i teraz Mełecha. Dopiero przy trzeciej minucie pojawiają się purytańskie bębny, tło dla klarnetu, które ewoluuje w pełnoprawne improwizowane jammowanie. I dopiero od tego momentu płyta ożywa. Chwytliwe melodie, wysokie tony, szaleńcze solówki dęciaka stają się rzeczywistością, a perkusja swoją magmową wręcz strukturą tworzy synergię obu instrumentów.

Wypełniony sonoryzmem „Fit tit” wydaje się być masywnym przerywnikiem, chwilą oddechu przed prędkim i żwawym, a przede wszystkim radosnym „Koala hint” zbudowanym na motywie przewodnim, szatkowanym i łączonym raz za razem przez Mełecha. Perka w tym czasie szaleńczo gra swoje i wychodzi z tego niezła polemika. Na tyle niezła, że można ją traktować jako przedsmak przed grande finale Split Here.

Najpierw „Big wheel”, znowu ciężka i chrobocząca, sonorystyczna kompozycja idąca swoim tempem, a następnie stawiająca kropkę nad i „Time slice”, z niemal ambientalnymi i drone’ującymi piskami klarnetu i skrytą, podgrzewającą napięcie perkusją. Te piski szybko przechodzą w nerwowe niczym koliber na niebie frazy Mełecha, a te zaraz przemieniają się w mocną, chaotyczną kakofonię obu instrumentów. Siła improwizacji, która się w sobie zanurza.

NASZA SKALA OCEN

 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: